Siostra to moja bohaterka – wzrusza się 17-letnia pacjentka lubelskiej kliniki, która trzy tygodnie temu przeszła przeszczep szpiku. Bez pomocy siostry by umarła.
Aktualnie czuję się dobrze, doszłam też do siebie pod względem psychicznym, bo na początku było ciężko. Byłam załamana, nie wiedziałam co mnie czeka, dlaczego moje życie z dnia na dzień obróciło się o 180 stopni – przyznaje 17-letnia pacjentka Kliniki Hematoonkologii i Transplantacji Szpiku SPSK1 w Lublinie. Trzy tygodnie temu przeszła tam przeszczep szpiku. Dawcą była jej starsza siostra. – Siostra dała mi drugie życie, to niewyobrażalne uczucie. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna i czuję wielką radość. To moja bohaterka – podkreśla nastolatka.
Choroba dała o sobie znać w połowie marca. – Na ciele i twarzy zaczęły mi się pojawiać skupiska czerwonych plamek. Do tego siniaki, które nie schodziły. Pojechałam na badania, wyniki wyszły bardzo źle – opowiada 17-latka.
– Pacjentka trafiła do nas z ciężką niedokrwistością aplastyczną. Przeszczep był jedyną drogą. W takim przypadku szpiku nie da się odtworzyć w żaden inny sposób. Komórki można pozyskać tylko od zgodnego dawcy, najlepiej rodzinnego. Bez tego to dziecko by zginęło – zaznacza prof. Marek Hus, kierownik Kliniki Hematoonkologii i Transplantacji Szpiku SPSK1.
Lekarze wykonali przeszczep mimo ryzyka związanego z pandemią COVID-19. Nie mogli czekać. – Aplazja szpiku to choroba rzadka, więc siłą rzeczy takich przeszczepów nie wykonujemy dużo, mniej więcej jeden w ciągu roku. Jednak to nie w tym jest wyjątkowość tej sytuacji, ale w warunkach pandemii – tłumaczy dr n.med. Tomasz Gromek. – Chodzi o ryzyko infekcji biorcy, które może doprowadzić do powikłań, z którymi chory sobie nie poradzi. To również ryzyko, że dawca zachoruje na COVID-19. A w tym przypadku czas miał kluczowe znaczenie dla rokowania pacjentki – wyjaśnia lekarz.
– Jesteśmy po trzech tygodniach od wykonania przeszczepu i możemy powiedzieć, że się udało, nie było żadnych powikłań. Pacjentka wraca do sprawności. Sądzimy, że w przyszłym tygodniu uda się ją wypisać do domu – dodaje dr n. med. Dorota Hawrylecka.
W czasie pandemii lubelska klinika pracowała praktycznie cały czas. Musiała wstrzymać działalność tylko dwukrotnie, na kilka dni, w związku z ogniskami SARS-CoV-2. – Na początku pandemii transplantologia to był jeden wielki znak zapytania, duże obostrzenia i wytyczne co do postępowania z pacjentami, które komplikowały pracę. Transplantacje były jednak wykonywane praktycznie na bieżąco – zaznacza dr Gromek.
– Nie obserwujemy takich zapóźnień czy tak zaawansowanych postaci nowotworów, z jakimi mają teraz do czynienia specjaliści w innych dziedzinach onkologii – dodaje prof. Hus.
Klinika wręcz rozszerza swoją działalność. Za kilka dni ma być decyzja w sprawie pozyskiwania i przetwarzania komórek od dawców niespokrewnionych. Specjaliści przygotowują się też do przeszczepów od dawców w połowie zgodnych genetycznie (dzięki temu dawcami będzie mogło być już nie tylko rodzeństwo, ale też rodzice). Dotychczas w lubelskim ośrodku przeszczepy były wykonywane tylko przy pełnej zgodności. Pierwsi pacjenci mają być do nich kwalifikowani już po wakacjach.