ROZMOWA Z Anetą Kotnis, byłą kapitan Pszczółki AZS UMCS Lublin
- Niedawno Pszczółka AZS UMCS ogłosiła kadrę na nowy sezon. Zabrakło w niej pani, dlaczego?
- O to trzeba pytać trenera. To była jego decyzja. Ja dostałam informację, że mój kontrakt nie zostanie przedłużony i musiałam się z tym pogodzić.
- Jak będzie wspominała pani ten rok spędzony w Lublinie. Nie żałuje pani przenosin do Pszczółki AZS UMCS?
- Absolutnie nie. To był dla mnie świetny okres, będę go bardzo miło wspominała. Wszystko w klubie było perfekcyjnie zorganizowane, nie było na co narzekać. Gdybym miała cofnąć się w czasie i wybierać jeszcze raz, to ponownie wybrałabym Lublin.
- Zakończyłyście sezon zasadniczy na dziewiątym miejscu. Rozczarowanie czy wynik na miarę możliwości?
- Celem było utrzymanie i ten cel został zrealizowany. My jako drużyna wymagałyśmy natomiast od siebie więcej. Chciałyśmy awansować do play-off. To się nie udało, choć jak wiemy zabrakło niewiele.
- Jak duży wpływ na niepowodzenie miały kontuzje.
- Gdyby nie było ich tak wiele, na pewno łatwiej byłoby nam zająć miejsce w ósemce. Szczególnie bolesna była dla nas absencja Dary Taylor. Te mecze, kiedy musiałyśmy radzić sobie bez podstawowej rozgrywającej były dla nas bardzo ciężkie. Ale nie ma co zrzucać winy na pecha i kontuzje. Play-offy były realne mimo tego.
- Jakie ma pani plany na najbliższy sezon? Pojawiły się już jakieś konkretne oferty?
- Póki co z nikim kontraktu nie podpisałam. Na razie ciężko mówić o konkretach, sezon dopiero się zakończył i wiele klubów jeszcze nie zaczęło budowania kadr na kolejne rozgrywki. W mojej sprawie jeszcze wiele może się wydarzyć.