Po niepowodzeniu w Pucharze EHF puławianie powalczą o punkty z ostatnim w tabeli Piotrkowianinem Piotrków Trybunalski
Zawodnicy Azotów Puławy muszą jak najszybciej zapomnieć o tym co wydarzyło się w minioną niedzielę w Lizbonie, gdzie dali sobie wydrzeć awans do fazy grupowej Pucharu EHF. Puławianom zabrakło dwóch bramek do tego, aby rozegrać co najmniej sześć meczów z ciekawymi rywalami.
Jakby tego było mało zespół z kłopotami wracał domu. Według planów cała drużyna miała zameldować się na Okęciu w poniedziałek o godzinie 20.45. Z powodu kłopotów organizacyjnych zawodnicy i trenerzy musieli wracać do Warszawy w małych grupach przez Monachium, Wenecję i Luksemburga co wydłużyło podróż. Piotr Masłowski, Rafał Przybylski, Leos Petrovsky i Nikola Prce oraz trener Marcin Kurowski utknęli we Włoszech i dopiero w środę, przez Zurych, dotarli do Polski.
Jak przedłużone podróżowanie wpłynęło na formę szczypiornistów Azotów Przekonamy się w sobotę, kiedy zmierzą się z ostatnim w tabeli Piotrkowianinem. Formalnie będzie to spotkanie już pierwszej kolejki rundy rewanżowej. Zespoły mają bowiem jeszcze do rozegrania ostatnią serię pierwszej części sezonu, ale ona została zaplanowana dopiero na najbliższy wtorek, środę i czwartek – puławianie zagrają w środę w Gdańsku z Wybrzeżem (godzina 18.15, transmisja w Canal + Sport).
Po odpadnięciu z europejskich pucharów zespół skupi się już tylko na rozgrywkach ligowych. Cel na ten sezon jest jasny. – W tej sytuacji, nie możemy mówić już o czym innym, jak walka o drugie miejsce w kraju. Fiaskiem zakończył się Puchar EHF, a więc teraz zawodnicy i trener muszą znaleźć sposób na rozdzielenie w klasyfikacji aktualnego mistrza i wicemistrza kraju – zapowiada Jerzy Witaszek, prezes Azotów.
Szef klubu na razie nie zamierza dziękować za pracę trenerowi Kurowskiemu. Niewykluczone jednak, iż kolejne wpadki mogą zmusić go do zmiany zdania. Celem wyprawy do Piotrkowa są trzy punkty. Gospodarze występują bowiem w jednej grupie z Azotami (pomarańczowa). Na 12 spotkań wygrali zaledwie dwa.