Każdy, kto miał pomysł, był w stanie na igrzyskach zarobić. Od osób wynajmujących swoje apartamenty kibicom, przez mieszkańców okolic aren, którzy swoje domy i garaże zamienili na sklepiki i bary.
Gdy w październiku 2009 roku Międzynarodowy Komitet Olimpijski przyznawał Brazylii organizację igrzysk, był to jeden z najszybciej rozwijających się krajów świata. Gospodarka szła w górę, podobnie jak zarobki mieszkańców, masowo zaliczających społeczny awans z ubóstwa do klasy średniej. Nieprzypadkowo postęp czyniony przez państwo doceniła dwa lata wcześniej także FIFA, aprobując wybór Brazylii jako organizatora piłkarskiego mundialu.
W trakcie kilku lat w Kraju Kawy sporo się jednak zmieniło. Do 2014 roku bezrobocie wzrosło o blisko 5 procent, a spadek cen ropy spowodował spore problemy z wypłacalnością w sektorze publicznym. W połączeniu z aferami targającymi krajem oraz wszechobecną korupcją i biurokracją, doprowadziło to do drastycznego spadku zaufania do władzy. Zarówno przed rozpoczęciem mistrzostw świata, jak i olimpiady, sporo mówiło się o protestach Brazylijczyków, którzy chcą chleba, nie igrzysk. Ale czy aby na pewno nastroje społeczne są tu aż tak radykalne?
Sceptycyzm i wątpliwości
Według sondaży, większość ludzi zamieszkujących państwo nie jest zadowolona z organizacji igrzysk. Mnie osobiście trudno było jednak znaleźć osoby, które zdecydowanie potępiałyby ten pomysł. Sceptycyzm, wątpliwości – tak. Jednoznaczna krytyka – już nie. Każdy z moich rozmówców jeśli nawet nie cieszył się otwarcie, że jego kraj organizuje największą sportową imprezę na świecie, to przynajmniej dostrzegał płynące z tego korzyści.
Nie wiem, czy przytaczane w wielu miejscach dane są nieprecyzyjne, czy ludzie mówiący po angielsku (z racji ograniczeń językowych tylko z takimi rozmawiałem) mają inną świadomość, czy może chodzi o miejsce zamieszkania (w Rio się cieszą, w innych miastach nie?), ale z moich obserwacji wynika, że igrzyska olimpijskie przyniosły Brazylijczykom znacznie więcej radości niż smutków.
Zarobić na igrzyskach
– Jestem szczęśliwy, że w moim mieście odbyła się taka impreza. To dla mnie bardzo ważne. Nie jesteśmy biednym krajem. Nie sądzę, że bez igrzysk olimpijskich żyłoby nam się lepiej – twierdzi Jean.
– W ciągu trzech lat wiele zmieniło się u nas na plus. Rząd zainwestował gigantyczne pieniądze w infrastrukturę. Będziemy czerpali z tego korzyści jeszcze przez wiele lat – dodaje Felipe.
Każdy, kto miał pomysł, był w stanie na igrzyskach zarobić. Od osób wynajmujących swoje apartamenty kibicom, przez mieszkańców okolic aren, którzy ze swoich domów i garażów uczynili mini sklepiki, oferujące szybkie przekąski i chłodne napoje po obnośnych sprzedawców i prostytutki. Wszyscy na czas trwania imprezy wywindowali swoje ceny o kilkaset procent i nikt nie narzekał na brak klientów.
– W trakcie igrzysk, sprzedając szaszłyki i kiełbaski z grilla oraz schłodzoną wodę i kokosy, zarobiłem 3,5 tys. Reali. To dwie moje pensje – cieszy się Andre, zamieszkujący skromny domek obok stadionu olimpijskiego.
Zdążyli, choć nie ze wszystkim
Od czasu, gdy w 2009 roku powierzono Brazylii organizację igrzysk, sporo się tu zmieniło. Poczynając od odnowienia historycznego centrum miasta, przez wybudowanie 70 km nowych dróg w mieście i nowej linii metra aż po doprowadzenie wody, elektryczności, gazu i kanalizacji do wielu zakątków aglomeracji. To wszystko sprawia, że w drugim największym mieście Ameryki Południowej ludziom żyje się dziś lepiej. Nawet jeśli nie każdy z 45 miliardów Reali został wydany zgodnie z oczekiwaniami społeczeństwa.
Oczywiście, nie ze wszystkim wyrobiono się przed wyznaczonym deadlinem. W wielu miejscach rozkopane są ulice, w oczy rzuca się szczególnie remont drogi przy głównym dworcu w mieście. Nowa linia metra przez czas trwania igrzysk zarezerwowana była jedynie dla osób posiadających bilety, dziennikarzy oraz szeroko pojętej rodziny olimpijskiej, co irytowało wielu mieszkańców. Korki, na co dzień i tak olbrzymie, w trakcie jedenastodniowej imprezy jeszcze urosły, do czego przyczyniło się z pewnością wydzielenie specjalnych pasów olimpijskich dla uprzywilejowanych pojazdów.
Było bezpiecznie
Organizatorzy zdali egzamin także pod względem bezpieczeństwa. Jak na miasto, w którym według oficjalnych statystyk co tydzień ginie 500 osób, w trakcie igrzysk było zaskakująco spokojnie. Udało się wyeliminować nieprzyjemne incydenty do minimum. Głośno było tylko o przypadku, gdy z nieznanych przyczyn ostrzelany został oficjalny autobus igrzysk.
Z osób, które przyjechały na imprezę, życie (na skutek wypadku drogowego) stracił tylko trener niemieckich kajakarzy. Nawet głośna sprawa napadu na amerykańskich pływaków wracających z nocnej imprezy, została wymyślona przez nich samym jako przykrywka dla awantury, wywołanej na stacji benzynowej.
Bilety zbyt drogie
Jakie było zainteresowanie Brazylijczyków samymi igrzyskami? Patrząc po frekwencji na trybunach, raczej średnie. To jednak mylne wrażenie. O tym, że to co dzieje się na olimpijskich arenach ma znaczenie dla obywateli tego kraju, najlepiej świadczą tłumy w barach, transmitujących imprezę. W wielu brakowało miejsc siedzących. A, że stadiony podczas wielu wydarzeń świeciły pustkami? Cóż, to akurat kwestia wygórowanych cen. Wysokich zresztą nie tylko dla Brazylijczyków.
– Jestem fanem igrzysk, więc wspólnie z żoną zaplanowaliśmy naszą objazdówkę po Ameryce Południowej tak, żeby w Rio być akurat w trakcie igrzysk. Chciałem przez tydzień odwiedzić wszystkie areny, ale skończyło się na jednej wizycie na stadionie olimpijskim i jednym meczu siatkarzy. Kilkaset złotych za bilet to zdecydowanie zbyt dużo jak na naszą niskokosztową wyprawę – tłumaczy Tomek, w trakcie podróży poślubnej z Olą.