Rozmowa z Andrzejem Maciejewskim, wiceprezesem Polskiego Związku Karate Tradycyjnego.
- Jak ocenia pan poziom Otwartych Klubowych Mistrzostw Europy, które w weekend zostały rozegrane w Lublinie?
– To były bardzo udane zawody, a ich poziom był niezwykle wysoki. Warto również podkreślić wspaniałą atmosferę w hali. Dla nas wszystkich była to nowa impreza, bo w Lublinie mieliśmy do czynienia z pierwszą edycją Otwartych Klubowych Mistrzostw Europy. Myślę, że jeszcze nie do końca się ona przyjęła. Potrzeba czasu, żeby na dobre zagościła w kalendarzu europejskich rozgrywek. Myślę, że za rok ta impreza będzie wyglądać już dużo lepiej. Teraz dużym problemem był termin, bo niedługo odbędą się mistrzostwa Europy w Rumunii, które dla wielu zawodników są priorytetem. W przyszłym sezonie gospodarzem Otwartych Klubowych Mistrzostw Europy będzie Belgrad. Serbowie planują rozegrać zawody w marcu i myślę, że to jest bardzo dobry pomysł. Z kolei Puchar Europy dzieci, który również odbywał się w weekend w Lublinie, znakomicie zadomowił się w naszym mieście. Polska wśród dzieci nadal wiedzie prym w Europie. Bardzo dobrze wystartowały też dzieci reprezentujące Mołdawię, Armenię, Izrael czy Czechy – w przyszłości możemy spodziewać się, że wyrosną z nich mistrzowie.
- Przy okazji mistrzostw otrzymał pan również medal 700-lecia Miasta Lublin. To dla pana ważne wyróżnienie?
– Oczywiście. Nie jestem jednak kolekcjonerem medali i odznaczeń. Wystarczy powiedzieć, że mój medal z mistrzostw świata, który wywalczyłem w Montrealu, ostatnio odnalazłem w jednej z gablotek w hali OSiR w Zamościu. Zacząłem go szukać, bo chciałem przekazać go Centrum Historii Sportu w Lublinie. Dla mnie dużo bardziej istotne są relacje międzyludzkie. Dzięki karate poznałem wielu wspaniałych ludzi i mogę brać udział w tak fantastycznych imprezach, jak ta w Lublinie. Myślę, że Otwarte Klubowe Mistrzostwa Europy świetnie wpisują się w jubileusz 700-lecia miasta.
- Lubelski Klub karate Tradycyjnego ostatnio przeżywa chude lata w rywalizacji seniorskiej. Jest pomysł, aby zmienić ten stan rzeczy?
– W karate tradycyjnym nieuwaga powoduje, że szybko traci się swoją pozycję. Na ukształtowanie kolejnych mistrzów trzeba wielu lat. Myślę, że ten proces zajmuje nawet 15 lat. Trzeba nam cierpliwości.
- Karate włączono do programu Igrzysk Olimpijskich. To dobrze dla waszej dyscypliny?
– W Tokio zobaczymy tzw. karate sportowe, które mocno różni się od tradycyjnej odmiany tego sportu. Optowali za tym zwłaszcza Francuzi, którzy mają duże wpływy w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim. Karate tradycyjne również stara się o włączenie do programu Igrzysk Olimpijskich. Miało się to stać juz w końcówce ubiegłego stulecia, ale ówczesny prezes MKOL, Juan Antonio Samaranch, wykreślił je z programu w ostatnim dniu swojego urzędowania. Sukces karate sportowego pozytywnie wpłynął na konsolidację środowiska karate. Chorobą naszego sportu są podziały na różne federacje, co nie jest zrozumiałe dla przeciętnego widza. Teraz obserwuje proces jednoczenia się karate. Mamy zbudowaną już platformę porozumienia między nami, a karate fudokan. Teraz intensywnie rozmawiamy również z jedna z japońskich organizacji.