Do gry potrzebują tylko statywu z przymocowaną za pomocą żyłki piłką oraz rakietę – zawodnicy speed-ballu gościli w weekend w Lublinie w ramach IV Europejskiego Campu. Do Polski przyjechali również szkoleniowcy z Francji
Speed-ball to stosunkowo młoda dyscyplina. – Narodziła się w Egipcie w latach 80. Stamtąd rozprzestrzeniła się na pobliskie kraje, a potem na Europę i Azję – wyjaśnia Przemysław Wolan, prezes Federacji Speed-ball Polska, który pięć lat temu przeniósł tę grę na nasz grunt. – Mieszkałem w Egipcie przez rok i okazało się, że nikt nigdy nie słyszał w Polsce o speed-ballu. Powiedziałem, że trzeba to zmienić – dodaje.
Zasady tego sportu są stosunkowo proste. Dwóch zawodników z rakietami w rękach staje naprzeciwko siebie. Rozdziela ich statyw, do którego za pomocą żyłki przymocowana jest piłka. Jeden z graczy odbija ją w jednym kierunku, drugi natomiast musi kontrować uderzenia rywala. Jeśli mu się to nie uda, a piłka dwukrotnie okrąży statyw, wtedy traci punkt. Gra się do dziesięciu zdobytych punktów i do dwóch wygranych setów. Można też występować indywidualnie oraz w sztafecie na nieco zmienionych zasadach.
– To niesamowity sport. Jest inny od tych, w których używasz rakiety. Trzeba grać obiema rękami, a piłka kręci się nie tylko w jedną stronę. Moim zdaniem jest trudniejszy od tenisa. We Francji ciągle jest to nowość, a w Polsce tym bardziej – mówi Pauline Rodriguez, jedna z trenerek, która przyjechała do Polski na camp. Oprócz niej, zawodnikom pomagało jeszcze dwóch szkoleniowców znad Loary.
W Lublinie ten sport można uprawiać zaledwie od dwóch lat. Opiekunem lubelskiej drużyny speed-ballu jest Mariusz Rzedzicki. – Zaczęło się to wszystko w Szkole Podstawowej nr 42. W ramach projektu dostaliśmy trzy zestawy do gry. Warunek był taki, że trenujemy z dzieciaczkami, a najlepsza dwójka jedzie na mistrzostwa Polski – tłumaczy Rzedzicki.
Jak dodaje, chęci młodych zawodników były na tyle duże, że utworzyła się stała grupa trenujących. Obecnie na zajęcia regularnie przychodzi ośmiu adeptów speed-ballu.
Pomimo tego, że ten sport jest w Polsce dopiero od pięciu lat, to Biało-Czerwoni już mogą pochwalić się sukcesami na arenie międzynarodowej. Do tej pory startowali czterokrotnie na Mistrzostwach Świata. W ubiegłym roku w Kuwejcie juniorzy zdobyli dwa brązowe medale.
– Jest to ciągle sport niszowy. Dopiero się rozwija w Polsce. Niby ma już pięć lat, ale wiele osób jeszcze o nim nie wie. Mogą go uprawiać i młodsi i starsi. Największą zaletą tego sportu jest to, że nie potrzebujemy nie wiadomo jakich warunków. Wystarczy odrobina wolnego miejsca i chęci do gry – kończy Rzedzicki.