Fot. archiwum prywatne zawodniczki
Rozmowa z Katarzyną Krawczyk z Cementu-Gryfa Chełm, pierwszą polską zapaśniczką, która wywalczyła kwalifikację na igrzyska olimpijskie
• Ostatnie miesiące były dla pani taką sinusoidą. Srebrny medal igrzysk europejskich, słaby występ na mistrzostwach świata i wreszcie wywalczenie kwalifikacji na igrzyska olimpijskie.
– Spełniły się moje marzenia. Mogłam w spokoju potrenować, omijały mnie kontuzje i przygotowałam naprawdę wysoką formę. Teraz najważniejsze, żeby utrzymać dobre zdrowie do igrzysk. Jeśli to się uda, o resztę jestem spokojna.
• Miała pani chwilę zwątpienia, że ten cel, jakim był wyjazd do Rio de Janeiro, uda się zrealizować? Na przykład po słabym występie w Las Vegas?
– Mistrzostwa świata były w moim wykonaniu zupełnie nieudane, ale miałam bardzo trudne losowanie i dotarcie do strefy, w której można było wywalczyć paszport olimpijski, było bardzo trudne. Wiadomo, że w życiu każdego sportowca są takie chwile, że pojawiają się myśli: „będzie ciężko”, „a może jednak się nie uda”. Ale porażki nas, sportowców, budują. Najważniejsze, żeby nie podłamywać się i dalej dążyć w obranym kierunku. Ja tak zrobiłam. Nie złożyłam broni i teraz mam olbrzymią satysfakcję.
• Przed wyjazdem do Serbii była pani pewna siebie czy jakieś obawy jednak się tliły?
– Czułam się świetnie i wierzyłam, że uda się wywalczyć kwalifikację. Tym bardziej, że we wszystkich tegorocznych turniejach spisywałam się bardzo dobrze.
• Która walka była najtrudniejsza, która rywalka sprawiła najwięcej problemów?
– Najtrudniejszy był zdecydowanie ćwierćfinał. Rosjanka Irina Ołogonova to bardzo mocna zapaśniczka. Nasze walki zawsze są bardzo wyrównane. Gdy ją pokonałam, wiedziałam już, że półfinał będzie jedynie formalnością. I rzeczywiście, tak było. Zarówno Włoszka, jak i Holenderka, z którą zmierzyłam się w finale, nie sprawiły mi wielkich problemów.
• W ten sposób spełniło się największe sportowe marzenie Katarzyny Krawczyk?
– Największym marzeniem jest medal igrzysk olimpijskich. Na razie zrobiłam dopiero pierwszy krok do jego zdobycia.
• Będzie trochę czasu na świętowanie sukcesu czy od razu powrót do ciężkiego treningu?
– Za dużo czasu do igrzysk nie zostało, więc na zbyt wiele nie mogę sobie pozwolić. Mam jednak kilka dni wolnego, żeby odpocząć i spotkać się z najbliższymi. W następnym tygodniu czeka mnie już kolejne zgrupowanie, na którym chciałabym pomóc koleżankom w przygotowaniu formy na kolejny turniej kwalifikacyjny. Czas na świętowanie będzie po Rio. Mam tylko nadzieję, że będzie co świętować.
• Jakie nastroje są w kadrze po turnieju w Zrejaninie? Z jednej strony cztery wywalczone kwalifikacje to niezły wynik. Z drugiej, zawiodło wielu faworytów, jak Monika Michalik, Iwona Matkowska czy Damian Janikowski.
– Ogólnie nastroje są bardzo dobre, choć szkoda, że tych paszportów olimpijskich nie udało się wywalczyć więcej. Niewiele zabrakło szczególnie u Iwony Matkowskiej, która była świetnie przygotowana, ale walka nie potoczyła się po jej myśli. Zostały jeszcze dwa turnieje, w których można wywalczyć kwalifikacje. Najbliższy już w weekend w Mongolii. Cała nasza czwórka trzyma kciuki za kolegów i koleżanki z reprezentacji. Liczymy, że kadra zapaśnicza w Rio de Janeiro będzie jak najszersza.
• O miejsce w kadrze rywalizuje pani z Roksaną Zasiną. Teraz, gdy wywalczyła pani kwalifikację, nie wyobraża sobie chyba pani sytuacji, że to ona, a nie pani poleci do Rio?
– Sprawa jest już praktycznie rozwiązana. Myślę, że trener postawi na mnie. Udowodniłam, że zasłużyłam, żeby jechać na igrzyska. Co do Roksany, to ona będzie miała jeszcze szansę w kategorii do 58 kg.