(fot. Maciej Kaczanowski)
Porażka z GTK Gliwice sprawiła, że Pszczółka Start Lublin powinna zacząć martwić się o dobrą lokatę na zakończenie sezonu zasadniczego
Taki mecz jak niedzielny z GTK Gliwice nie powinien się w ogóle wydarzyć. Pod wieloma względami był to zdecydowanie najgorszy występ „czerwono-czarnych” w tym sezonie. Lublinianie mieli zaledwie 35 procent skuteczności rzutów z gry. Gorzej w tym elemencie spisywali się tylko we wrześniowej rywalizacji z Anwilem Włocławek, którą jednak wygrali. Za dwa punkty rzucali z kolei ze skutecznością 40 procent, co też jest drugim najgorszym wynikiem w tym sezonie. Mówiący wiele współczynnik eval mieli na poziomie 77 pkt, co jest czwartym rezultatem od końca w obecnych rozgrywkach. Najgorsze jest jednak to, że pozwolili się kompletnie zdominować w strefie podkoszowej. Panaceum na problemy pod deską miał być Devin Searcy, który niedawno dołączył do drużyny. Amerykanin do spółki z Romanem Szymańskim nie potrafili jednak zadbać o własną tablicę – łącznie zebrali z niej jedynie sześć piłek. Rywale ofensywnych zbiórek mieli aż dziewiętnaście.
Zrzucenie całej odpowiedzialności na Searcy’ego i Szymańskiego byłoby jednak niesprawiedliwe. Najlepiej zbierającymi w ataku zawodnikami GTK byli Terry Henderson Jr., Daniel Gołębiowski i Łukasz Diduszko. Ci zawodnicy łącznie ściągnęli z atakowanej tablicy dziesięć piłek. A trzeba zaznaczyć, że nie są to gracze wielkiego wzrostu – żaden z nich nie przekracza dwóch metrów. Za ich zastawienie w większości przypadków odpowiedzialni byli gracze obwodowi, którzy również muszą włączyć się w pracę nad poprawą tego elementu. – Ten mecz przegraliśmy właśnie przez brak kontroli własnej tablicy. Dziewiętnaście zbiórek ofensywnych GTK to co najmniej o połowę za dużo – przyznał w rozmowie z polsatsport.pl David Dedek, trener Pszczółki.
Słoweński szkoleniowiec ma teraz spory problem, bo przez dłuższą część sezonu wydawało się, że jego ekipa do fazy play-off przystąpi z uprzywilejowanej pozycji i przynajmniej w ćwierćfinale będzie miała przewagę własnego parkietu. Porażki z Arged BMSlam Stal Ostrów Wielkopolski, Śląskiem Wrocław i GTK Gliwice każą porzucić te marzenia i zmuszają do skupienia się na walce o zakwalifikowanie się do najlepszej ósemki. Do zakończenia sezonu zasadniczego zostało osiem spotkań i, aby być pewnym gry w play-off, trzeba na swoją korzyść rozstrzygnąć przynajmniej trzy mecze. Tymczasem terminarz wcale nie jest łatwy, bo lublinianie aż pięć razy zagrają na wyjeździe. Tylko trzej rywale natomiast obecnie znajdują się w dolnej połowie tabeli. Mecze z MKS Dąbrowa Górnicza, Polskim Cukrem Toruń i Enea Astorią Bydgoszcz odbędą się jednak w halach przeciwników. Widać więc, że pierwszy od momentu powrotu na najwyższy szczebel rozgrywkowy awans do fazy play-off nie jest jeszcze wcale taki oczywisty.