Piłkarze Górnika Łęczna nie wyciągnęli wniosków z porażki ze Śląskiem Wrocław (2:3). W piątek ponownie sprezentowali rywalom dwa gole i przegrali z Lechią Gdańsk 1:3
Po przegranej ze Śląskiem Jurij Szatałow dokonał rewolucji w składzie. Miejsce w podstawowej jedenastce straciło aż pięciu zawodników, w tym Veljko Nikitović i Fedor Cernych. Górnik zaczął w innym zestawianiu, ale też z innym nastawieniem. Po raz pierwszy w tym sezonie łęcznianie od początku ruszyli do przodu, aby zaskoczyć przeciwnika. Jednak zanim na dobre zdołali wprowadzić ambitne plany w życie, natychmiast musieli je skorygować. W 7 min Kamil Poźniak niedokładnie wycofał piłkę do tyłu i w efekcie przejął ją Grzegorz Kuświk. Sytuację próbował ratować Sergiusz Prusak, wybiegł poza pole karne, gdzie zatrzymał futbolówkę ręką. Kara mogła być tylko jedna – czerwona kartka. Za chwilę murawę opuścił też „winowajca” Późniak, bo ktoś musiał zrobić miejsce dla rezerwowego Silvio Rodicia.
Szukająca pierwszego zwycięstwa w sezonie Lechia myślała, że już osiągnęła swój cel. Gospodarzom wydawało się nawet, że wygrają na stojąco. Jednak nic z tych rzeczy, lekceważenie przeciwka nigdy się nie opłaca. Dlatego już w pierwszej połowie na trybunach słychać były gwizdy. Rodić spisywał się dobrze i wszystko wskazywało na to, że bezbramkowy remis utrzyma się do przerwy. Ale już w doliczonym czasie podanie od Daniela Łukasika otrzymał Lukas Haraslin, strzelił z lewej strony, piłka nabrał dziwnej rotacji i nad głowami Tomislava Bożicia oraz Łukasza Tymińskiego ugrzęzła w siatce
Jednak odpowiedź Górnika była zaskakująca i natychmiastowa. Chwilę potem piłkę sprzed bramki wypiąstkował Marko Marić, wprost do Grzegorza Piesio. Pomocnik „zielono-czarnych” najpierw lewą noga fatalnie skiksował, ale poprawka z woleja prawą była już najwyższej próby. – Idzie nam jak po grudzie, tracenie takich goli to kryminał, takie rzeczy nie mogą się dziać. W drugiej części musimy wyszarpać to zwycięstwo – przekonywał pomocnik Lechii Ariel Borysiuk, jeden z najlepszych na boisku.
Po zmianie stron łęcznianie strzegli korzystnego wyniku tylko przez 10 minut. Dobrze spisujący się do tej pory Rodić popełnił błąd przy dośrodkowaniu Jakuba Wawrzyniaka i Haraslin odzyskał prowadzenie dla miejscowych. –Górnik bronił się z tyłu, my próbowaliśmy się przebić, ale było bardzo ciężko. Nie wygrałem tego meczu sam, wygrała cała drużyna – mówił później młody Słowak.
„Zielono-czarnych” nie było już stać na wyrównanie. Nie pomogły zmiany. Decydujące uderzenie gdańszczanie zadali w ostatniej minucie, kiedy rzut karny wykorzystał Stojan Vranjes (piłkę zmierzająca do siatki ręką odbił Bożić). A pierwsze w tym sezonie zwycięstwo Lechii powinno być nawet okazalsze, bo sędziowie pomylili się odgwizdując pozycję spaloną Kuświka. – Trudno gra się od 7 minuty do końca w dziesięciu, Trudno wtedy trzymać się planów co do ustawienia zespołu. Od razu musieliśmy zrobić wymuszoną zmianę. Trudno było osiągnąć pozytywny wynik, chociaż przy 2:1 Fedor Cernych miał ciekawą sytuację, gdzie mógł strzelić bramkę. Musze pochwalić moich chłopaków, że będąc na boisku w 10 grali dość poprawnie – skomentował na konferencji prasowej Jurij Szatałow.
Pomimo tej poprawności Górnik i tak wrócił do domu bez punktów. To było czwarte z rzędu spotkanie łęcznian bez zwycięstwa, a z Pucharem Polski nawet piąte.
Lechia Gdańsk – Górnik Łęczna 3:1 (1:1)
Bramki: Haraslin (45, 55), Vranjes (90-karny) – Piesio (45).
Lechia: Marić – Stolarski, Janicki (41 Vranjes), Maloca, Wawrzyniak – Makuszewski (46 Wiśniewski), Łukasik, Borysiuk, Mila, Haraslín (69 Nazario) – Kuświk.
Górnik: Prusak – Mierzejewski, Szmatiuk, Bozic, Leandro - Bonin, Tymiński, Nowak, Poźniak (10 Rodić), Piesio (83, Śpiączka) – Świerczok (61 Cernych).
Żółte kartki: Borysiuk, Kuświk, Mila – Mierzejewski, Černych, Božić.
Czerwona kartka: Sergiusz Prusak (7 min, Górnik, za zagranie ręką poza polem karnym).
Sędziował: Szymon Marciniak (Płock). Widzów: 12 193.