Sukcesy Kamila Stocha, Piotra Żyły i Macieja Kota sprawiły, że w Polsce znów zapanowała skokomania. Jej punkt kulminacyjny właśnie nadchodzi, bo w styczniu w naszym kraju po raz pierwszy odbędą się aż cztery konkursy z rzędu.
Kamil Stoch, Piotr Żyła, Daniel-Andre Tande, Maciej Kot. Polak, Polak, Norweg, Polak. Tak wygląda czołówka końcowej klasyfikacji 65. Turnieju Czterech Skoczni. Niespodzianka to zbyt delikatne słowo, żeby określić to, co Biało-Czerwoni osiągnęli w Niemczech i Austrii. Dotychczas Polak tylko raz w historii stał na podium tej prestiżowej imprezy (Adam Małysz w 2001 roku). Teraz mieliśmy aż dwóch. Dlatego nie ma co się dziwić, że skoki narciarskie znów zyskują na popularności. Tylko ostatnie zawody w Bischofshofen w TVP i Eurosporcie oglądało w sumie 7,9 mln widzów. Najwięcej od czasu, gdy Stoch sięgał w Soczi po drugie olimpijskie złoto.
Nowa wersja bułki z bananem
Eksplozja formy naszych skoczków jest o tyle zaskakująca, że w minionym sezonie byli jedynie tłem dla najlepszych. Wszystko zmieniło się, gdy trenerem kadry został Stefan Horngacher. Austriak odbudował zawodników, poprawił atmosferę i zadbał o detale sprzętowe. Skoczkowie zapewniają, że pomogła im też odpowiednia dieta. I bynajmniej nie chodzi o bułkę z bananem, która stała się słynna w latach świetności Małysza.
– Naszym sekretem jest marynowana papryka. Przed mistrzostwami Polski zjadłem jej więcej niż koledzy i dlatego wygrałem. Przed każdymi zawodami zjadam jej słoik. A ostatnio na Turnieju Czterech Skoczni Maciek odstąpił mi swoją porcję, więc cała zasługa za drugie miejsce dla niego – śmieje się w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Żyła.
Żarty, żartami, ale papryka rzeczywiście pomaga naszym zawodnikom. Przynajmniej w psychologicznym aspekcie. – Odkąd wiemy trochę więcej o tej papryce, to widać, że niektórzy czują się lepiej psychicznie, kiedy nałożą jej trochę na talerz. Poza tym rozmowy o niej sprawiają, że zapominamy o zawodach i presji. Dlatego papryka na pewno będzie nam towarzyszyć, bo to i śmieszne, i na pewno nieszkodliwe. Oby tylko pomogła w dobrych skokach – tłumaczy na łamach „Przeglądu Sportowego” Kot.
Dobre skoki mają przełożenie na dobre pieniądze. Stoch został właśnie liderem listy zarobków. Zgromadził 70 800 franków szwajcarskich (ok. 291 tys. zł). Do tego trzeba doliczyć nagrodę za wygranie TCS – samochód Audi Q5 quattro, który jest warty ponad 200 tysięcy złotych. Ale nie tylko lider naszej kadry dobrze zarabia. Wysoko w rankingu są także inni Polacy: Maciej Kot – piąty (50 300 franków, ok. 206 tys. zł), Piotr Żyła – dziesiąty (34 850 franków, ok. 143 tys. zł), a nawet Dawid Kubacki – czternasty (24 500 franków, ok. 100,5 tys. zł). Przed rokiem najbogatszy z nich Stoch wzbogacił się o... 132 tys. zł. I to w trakcie całego sezonu! W obecnym już teraz jest znacznie lepiej, a to przecież jeszcze nawet nie półmetek PŚ. Trzeba także pamiętać, że oficjalne premie nie są jedynymi dochodami skoczków narciarskich. Większość zawodników ma podpisane prywatne kontrakty sponsorskie i reklamowe.
Gruba szydera
Skoki to jedna z najniebezpieczniejszych dyscyplin sportowych. Zawodnicy powtarzają, że latanie to ich pasja, ale jednocześnie zdają sobie sprawę, że na każdym kroku ryzykują życiem i zdrowiem. Co prawda śmierć na skoczni to rzadkość, ale w ostatnich sezonach upadki przerwały kariery Thomasa Morgensterna, Nicholasa Fairalla i Lukasa Muellera. Dlatego tak ważna jest „wolna” głowa i dobra atmosfera w zespole.
– Nasza szatnia jest taka, że gdyby żarty, które w niej padają, wyszły na jaw, to większość załamałaby się naszym poziomem. Jest gruba szyderka, trzeba mieć duży dystans do siebie. Kiedyś mieliśmy psychologa, który często padał ofiarą żartów i się obrażał. Może dlatego odszedł (śmiech). Często żartujemy z Klimka Murańki, że jest inwalidą. Ciągle go coś boli, co drugi dzień narzeka, że coś mu strzeliło. Olek Zniszczoł często obrywa, bo jest daltonistą. Pytamy go, jaki ma kolor kombinezonu, a biedak nie jest w stanie odpowiedzieć – śmieje się Kot w rozmowie z weszlo.com.
Nasi skoczkowie potrafią jednak czasem przesadzić. Gdy przed pierwszym konkursem TCS Żyła i Jan Ziobro dowiedzieli się, że w pierwszej serii rywalizować będą w jednej parze, postanowili zapowiedzieć pojedynek zabawnym filmem, organizując ceremonię ważenia w bokserskim stylu. Ziobro wniósł na wagę 59,2 kilograma, Żyła o 30 dkg więcej. Film spodobał się internautom, dostali mnóstwo lajków, ale także burę od trenera, który wściekł się, że jego podopieczni dodatkowo się „nakręcają” zamiast odpoczywać przed zawodami. – To był tylko głupi żart i w sumie niepotrzebnie to zrobiliśmy – ocenia Ziobro na skijumping.pl.
Kiedy Kot kupuje kota
Skoczkowie niecodzienne pomysły miewają regularnie. – Jakiś czas temu miałem zamiar kupić serwala, czyli kota drapieżnego, ale takiego, którego można trzymać w domu – opowiada Kot na weszlo.com. – Mam kumpla, który zna się na kotach, szkoli je i napisałem mu, żeby ogarnął mi jakiegoś. Widziałem ogłoszenie na OLX z serwalem za dziesięć czy tam dwadzieścia tysięcy, ale wolałem, żeby załatwił mi go specjalista. Dostałem w odpowiedzi SMS: „Maciek, a czy ty chcesz nadal żyć?”. Spytałem, o co mu chodzi, a on napisał, że serwale są jak pumy, że ten kot pewnej nocy zapomniałby o naszej więzi i po prostu by mnie zjadł. Ale teraz też nie chcę zwykłego kocura, tylko bengala. Cętkowany, wygląda jak mały gepard – zdradza Zakopiańczyk.
Nasi sportowcy cieszą się sporym powodzeniem u kobiet. – Zawsze po zakończeniu Pucharu Świata w Zakopanem mamy wieczorem spotkanie dla wszystkich zawodników. Ale to nie zamknięta impreza, tylko nieoficjalne wyjście. Każdy wie, gdzie i o której się spotykamy. Przychodzi masa fanek i są tacy, którzy to wykorzystują. Ale takie zdobywanie dziewczyn… Nie mój styl – przekonuje Kot, który wspomina, że kiedyś dostał nawet zaproszenie na studniówkę od jednej z kibicek. – Ale nie przyjąłem. Nigdy nie byłem na studniówce, nawet swojej. Zapłaciłem, ale wypadł mi wtedy wyjazd do Japonii. Dlatego jak prosiła mnie o to fanka, to nawet nie sprawdzałem, czy warto. Jakby napisała fotomodelka i byłbym chętny, to i tak mam w tym okresie sezon – śmieje się skoczek, który od pewnego czasu spotyka się z Agnieszką.
Siła z obrączki
Zresztą chyba nieprzypadkowo wszyscy nasi zawodnicy, którzy osiągają sukcesy, mają ustabilizowaną sytuację rodzinną. – To zwycięstwo także dla mojej małżonki. To jej zasługa. Zrobiłem wszystko, aby była ze mnie dumna. Dziękuję! – powiedział po zwycięstwie w TCS Stoch, który w przeszłości niejednokrotnie podkreślał, jak ważna jest dla niego Ewa. – Dobrze skaczę, bo się ożeniłem – żartował po ślubie. – Małżeństwo bardzo mi służy. Żona daje mi poczucie większej pewności i stabilizacji w życiu. Czuję większy spokój wewnętrzny, a to wpływa na sport – podkreślał innym razem.
Także Żyła może liczyć na wsparcie najbliższych. Gdy wrócił do domu po ostatnich zawodach, żona Justyna wraz z dziećmi, 9-letnim Kubą i 4-letnią Karoliną, przygotowali dla niego niespodziankę. Powitalny „baner” z prześcieradła, na którym namalowali farbami podziękowania: „Brawo”, „Tak lata nasz tata”, „Gratki, ojciec”, „Kocham cię”.
Teraz będzie mógł spędzić z rodziną nieco więcej czasu, bo przez dwa najbliższe tygodnie zawody PŚ będą odbywały się w Polsce. Najpierw w Wiśle, a następnie w Zakopanem. Później znów trzeba będzie ruszyć w świat. Żona zapewnia jednak, że nie będzie płakać. – Ja jestem pedantką, a on strasznym bałaganiarzem. Lepiej jak go nie ma, niż jak potem przyjeżdża i przeszkadza w domowych obowiązkach – żartuje Justyna na łamach „Faktu”.