Górnik Łęczna w dwóch ligowych spotkaniach rundy wiosennej stracił zaledwie jedną bramkę, ale zmarnował sporo dogodnych sytuacji.
W poniedziałek zielono-czarni pierwszy raz w historii wywieźli korzystny wynik ze stadionu przy ul. Reymonta w Krakowie. Kilka dni wcześniej na własnym boisku zatrzymali lidera ekstraklasy. I choć zarówno Piasta, jak i Wisłę przy odrobinie szczęścia można było pokonać, to dwa wywalczone punkty trzeba szanować. Tym bardziej, że takie wyniki są rozczarowaniem dla rywali.
– Ten remis to dla nas jak porażka. Po strzelonej bramce zamiast iść do przodu i powiększyć nasze prowadzenie, cofnęliśmy się i oddaliśmy pole Górnikowi, za co zostaliśmy ukarani. Zbyt wiele prostych błędów z naszej strony zaważyło na rezultacie tego meczu – ocenił na oficjalnej stronie Wisły Paweł Brożek.
Poniedziałkowe spotkanie miało tak naprawdę dwa oblicza. Pierwsza połowa była okresem dominacji Białej Gwiazdy, a w drugiej do głosu doszli przyjezdni, kilkukrotnie zagrażając bramce strzeżonej przez Michała Miśkiewicza.
– Wyszliśmy na mecz bardzo bojaźliwie, nie tak, jak sobie zakładaliśmy. Wręcz cofaliśmy się przed Wiślakami, graliśmy w poprzek i do tyłu. Dopiero po straconej bramce zaczęliśmy grać tak, jak postanowiliśmy. Trochę musiałem w szatni podnieść głos. Teraz zadaję sobie pytanie, czy jestem zadowolony z wyniku, czy nie. Można powiedzieć, że mecz był wyrównany, Wisła miała optyczną przewagę, natomiast my mieliśmy o dwie, trzy okazje strzeleckie więcej. Chciałem, żebyśmy jeszcze trochę zaatakowali, wyżej podchodzili, ale brakowało nam już sił – powiedział na pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec Górnika Jurij Szatałow.
Nawet jeśli w końcówce zielono-czarni rzeczywiście byli już mocno zmęczeni, to jednak pod względem fizycznym wyglądali zdecydowanie lepiej od przeciwników. Wszystko wskazuje na to, że rygor treningowy narzucony przez Rosjanina w zimie przyniósł oczekiwany rezultat i łęcznianie są znakomicie przygotowani do rozgrywek. Problemem jest natomiast brak skuteczności. W poniedziałek Górnicy oddali aż 19 strzałów, ale tylko trzy z nich były celne, a zaledwie jeden znalazł drogę do siatki. Zawodzi szczególnie Jakub Świerczok, który ma niesamowitą łatwość w dochodzeniu do dogodnych okazji, ale taką samą w ich marnowaniu. W Krakowie zaprzepaścił cztery. Musi jak najszybciej poprawić się w tym elemencie, bo przed Górnikiem teraz seria spotkań z bezpośrednimi rywalami do czołowej ósemki. Każdy punkt (i gol) będzie na wagę złota.