Chełmianka nie zwykła w tym sezonie gubić punktów przed własną publicznością. To potwierdziło się w niedzielę. Biało-zieloni pokonali Wisłę Puławy 1:0. Dla gości to była druga porażka z rzędu
Podopieczni Artura Bożyka u siebie rozegrali w tym sezonie pięć meczów. Wygrali cztery z nich, a jeden zremisowali. W starciu z Wisłą objęli prowadzenie już w 23 minucie. Wynik otworzył oczywiście niezawodny Mateusz Kompanicki. Popularny „Kompan” tym razem popisał się świetnym strzałem z rzutu wolnego, z około 20 metrów. Dla 22-latka do dziewiąte trafienie w tym sezonie. Trzeba dodać, że w poprzednich rozgrywkach zdobył... właśnie dziewięć goli.
W kolejnych fragmentach groźnie strzelali jeszcze: Norbert Myszka, Rafał Kursa i ponownie Kompanicki. Do przerwy wynik nie uległ jednak zmianie. A w drugiej odsłonie przyjezdni nie mieli już zupełnie nic do stracenia. Zaatakowali i mogli odwrócić losy spotkania. Wyraźnie zabrakło jednak zimnej głowy pod bramką Damiana Drzewieckiego.
Puławianie zamknęli nawet rywali na ich połowie. Aktywny był zwłaszcza Szymon Stanisławski. „Stasio” powinien doprowadzić do remisu w 65 minucie po akcji Piotra Zmorzyńskiego. Jakimś cudem z bliska przeniósł jednak piłkę nad poprzeczką. Kolejne fragmenty zawodów? Dobre okazje: Kacpra Szymankiewicza i Iwana Litwiniuka, ale znowu okazje niecelne. Na kwadrans przed końcowym gwizdkiem po akcji Krystiana Putona groźnie uderzał Zmorzyński jednak na posterunku był Drzewiecki. Do remisu mogli jeszcze doprowadzić: Łukasz Kacprzycki i Jakub Poznański.
W doliczonym czasie gry nie brakowało emocji i nerwów. Najpierw zawody definitywnie powinien zamknąć Przemysław Koszel, ale przegrał pojedynek z Pawłem Sochą. W odpowiedzi bramkarz Wisły też poszedł w pole karne. W szesnastce Chełmianki zrobił się wielki „kocioł”, piłka tańczyła na linii, ale jakimś cudem nie wylądowała w siatce.
ZDANIEM TRENERÓW
Jacek Magnuszewski (Wisła)
– Ciężko o opinię po takim meczu. Rzadko spotyka się takie spotkania. Zespół stwarzał sytuacje, budował ataki, nasza przewaga była ogromna, a rywale praktycznie bronili się w swoim polu karnym. Takie mecze musimy wygrywać. W szatni powiedziałem chłopakom w szatni, że musimy zmienić nazwę z Wisła Puławy na frajerzy Puławy. Włożyliśmy tyle zdrowia w ten mecz, tyle powalczyliśmy i pobiegaliśmy, ale w przy bramce przeciwnika nasza jakość była zerowa. W prostych sytuacjach nie potrafiliśmy zdobyć gola. Nie możemy zachowywać się w ten sposób, żal było na to patrzeć. Powinniśmy to wygrać.
Artur Bożyk (Chełmianka)
– W pierwszej połowie my byliśmy lepsi, ale w drugiej Wisła. Na pewno rywale mieli swoje sytuacje. Taką mieliśmy jednak taktykę. Chcieliśmy coś strzelić przed przerwą, a po zmianie stron skoncentrować się na defensywie i pilnować wyniku. Oczywiście, momentami było nerwowo, bo drużyna z Puław miała swoje sytuacje. Nie ma też co ukrywać, że momentami dopisywało nam szczęście. Szkoda też sytuacji z samej końcówki, bo Przemek Koszel miał dobrą okazję i mogliśmy uniknąć nerwowej końcówki meczu. Wybrał jednak źle. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło i zdobyliśmy kolejne trzy punkty. Gratulacje należą się też chłopakom, bo włożyli w to spotkanie maksimum wysiłku. Chyba więcej nie byli już w stanie z siebie dać.
Chełmianka Chełm – Wisła Puławy 1:0 (1:0)
Bramka: Kompanicki (23).
Chełmianka: Drzewiecki – Kursa, J. Niewęgłowski, Myszka, Kwiatkowski, Koszel, Jabkowski (71 Budzyński), Uliczny, Kompanicki, Kocoł (41 Zawiślak), Kotowicz (85 Kożuchowski).
Wisła: Socha – Król, Poznański, Pielach, Litwniuk, Kacprzycki, Zmorzyński, Maksymiuk, Szymankiewicz, Puton, Stanisławski (71 Mażysz).
Żółte kartki: Kotowicz, Kursa – Puton, Maksymiuk.
Sędziował: Łukasz Szczołko (Lublin).