Lublinianka w tym tygodniu ma mieć nowego prezesa. Piłkarze stracili już jednak resztki nadziei, że uda się uratować klub. Niektórzy rozglądają się za nowymi pracodawcami, bo zespół w tym momencie nie trenuje
W poniedziałek drużyna Roberta Chmury miała rozpocząć przygotowania do rundy wiosennej. Miała, ale skończyło się na planach. Po rezygnacji prezesa Pawła Brzuskiewicza zawodnicy nawet nie wiedzą, z kim mieliby rozmawiać w sprawie rozwiązania swoich kontraktów.
– W tym momencie nie mamy gdzie trenować, z kim trenować i w ogóle nie wiemy, co będzie dalej. Nie spodziewamy się jednak żadnych pozytywnych wieści. Był okres zimowy, w którym trzeba było podjąć odpowiednie kroki. Nic jednak nie zostało zrobione. Nikt z nami nie rozmawiał i szczerze mówiąc ja nie chcę już ani jednego dnia dłużej pracować w takich warunkach – przyznaje Robert Chmura, trener ekipy z Wieniawy.
Prezes Brzuszkiewicz na początku grudnia zapowiadał na naszych łamach, że klub potrzebuje 150 tysięcy złotych, żeby przetrwać. Pomoc nie przyszła jednak z miasta, niewiele wniosła także zbiórka założona w internecie. A pod koniec grudnia prezes zrezygnował ze stanowiska. – W związku z jedynie markowanym zainteresowaniem instytucji samorządowych pomocy klubowi, szeregiem niejasnych decyzji poprzedników, brakiem koniecznej do uporządkowania sytuacji w klubie dokumentacji i niechęcią osób posiadających wiedzę na temat sytuacji klubu do współpracy, nie pozostaje mi nic, jak złożyć – z ogromnym bólem serca i rozgoryczeniem odnośnie już wykonanej pracy – rezygnację ze pełnionego stanowiska – napisał w oświadczeniu Paweł Brzuszkiewicz.
Jeszcze jeden prezes?
Trudno na sto procent wyrokować, co wydarzy się w najbliższych dniach. Wygląda na to, że wkrótce w klubie pojawi się nowy prezes. – W czwartek ma się zebrać rada nadzorcza klubu, zostanie wybrany nowy prezes i to on będzie podejmował decyzje – mówi nam Andrzej Posłajko, właściciel Lublinianki.
A jak do całej sytuacji odnoszą się piłkarze? Kapitan zespołu Tomasz Brzyski przyznaje, że nie będzie składał wniosku o rozwiązanie kontraktu z klubem. – Nie wznowiliśmy treningów zgodnie z planem i chyba już nie wznowimy – mówi popularny „Brzytwa”, który wrócił na stare śmieci, żeby zakończyć karierę w swoim pierwszym klubie. – Ja nie będę rozwiązywał umowy, po prostu skończę z graniem. Z tego co wiem niektórzy szukają sobie nowych drużyn, ale trudno im się dziwić, ile można czekać? Naprawdę długo wytrzymaliśmy. Chwała chłopakom za to, że grali tak długo za darmo. W ostatnich miesiącach została wypłacona jedna pensja, ale trzeba pamiętać, o tym, że ci, którzy byli w drużynie także w poprzednim sezonie mają jeszcze większe zaległości, z czwartej ligi. Policzyłem sobie to wszystko i u niektórych te zaległości wynoszą już 11 miesięcy. Chcielibyśmy zostać, bo widzimy ten potencjał w zespole, ale nikt nie będzie grał za darmo. Prezesi się zmieniali w ostatnich miesiącach często, ale sytuacja klubu już nie. Zawodnicy mają dosyć, trener też i trudno się temu wszystkiemu dziwić – wyjaśnia Tomasz Brzyski.
Przyznaje też, że spodziewał się, że jego powrót do Lublinianki będzie wyglądał zupełnie inaczej. – Chciałem wrócić i pomóc, bo jestem wychowankiem tego klubu. Myślałem, że moje doświadczenie może się przydać i że zbudujemy tutaj coś fajnego. Nikt nie chciał mnie jednak słuchać. Parę ładnych lat w piłce spędziłem i myślę, że mógłbym podpowiedzieć, jak klub powinien funkcjonować. Działacze wiedzieli jednak lepiej. Zrobiliśmy awans do trzeciej ligi, ale chyba niepotrzebnie, bo teraz klub może przestać istnieć – mówi były gracz Legii Warszawa.
Obiecanki cacanki
Wyjaśnia też, że najgorsze w tym wszystkim jest to, że drużyna wiele razy słyszała zapewnienia, że pieniądze się pojawią i że sytuacja się poprawi.
– Trener Chmura zebrał tutaj naprawdę ciekawy skład i pokazaliśmy, że w normalnych okolicznościach moglibyśmy powalczyć. Działacze mówili nam, żeby się nie martwić, że za parę tygodni będzie lepiej. A niedługo później przychodzili, że pieniędzy jednak nie ma. To niepoważne i chore, jak nie masz środków, to po co pchasz się do klubu? Ja staram się zawsze mówić prawdę, a w tym wypadku trzeba po prostu przyznać, że brali się za to niepoważni ludzie, którzy nie mają bladego pojęcia o prowadzeniu klubu, myśleli, że wszystko łatwo pójdzie. Okazało się jednak, że trzeba się na tym znać, to nie jest takie proste, jak się wydaje – zapewnia „Brzytwa”.
– Pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją, że nie ma w klubie osoby, która poinformowałaby drużynę, co się dzieje i w jakim w ogóle kierunku zmierzamy. Do mnie dzwonią inni zawodnicy, ale ja nie mam pojęcia, co wydarzy się w najbliższych dniach czy tygodniach. Zadłużenie klubu sięga podobno 400 tysięcy złotych, a tak naprawdę w tym momencie w klubie nie ma nic. Naprawdę wielki szacunek dla drużyny, że w tych wszystkich okolicznościach jakoś dawaliśmy radę na boisku. W ostatnich miesiącach żyliśmy jeszcze nadzieją i jednak patrzyliśmy na to wszystko z jakimś optymizmem, że jednak coś się ruszy. Teraz chyba wszyscy już zrezygnowali – mówi kapitan Lublinianki.