Rozmowa z Mikołajem Raczyńskim, trenerem Orląt Spomlek Radzyń Podlaski
- Zakończyliście 2021 rok na dziewiątym miejscu w tabeli. Jak pan ocenia pierwszą część rozgrywek?
– Każdy medal ma dwie strony. Jeżeli spojrzymy na to, gdzie klub był w poprzednim sezonie, to na pewno trzeba uznać, że zrobiliśmy niezły wynik. Tak naprawdę przed rokiem Orlęta miały zaledwie dziewięć punktów mimo rozegrania kilku meczów więcej. Jak przejmowałem drużynę, to byliśmy w strefie spadkowej. Ostatnie kolejki graliśmy przecież z nożem na gardle o utrzymanie. Dlatego patrząc na to wszystko, na pewno trzeba ocenić ten sezon pozytywnie.
- To nie jest tak, że po dobrym początku apetyty urosły w miarę jedzenia?
– Na pewno fajnie wystartowaliśmy, ale maraton wrześniowy trochę pokrzyżował nasze plany. Mieliśmy mecz ligowy w środę, pechowo w Pucharze Polski trafiliśmy na Podlasie Biała Podlaska, więc nie mogliśmy odpuścić tego spotkania i dać chłopakom odpocząć, a później był jeszcze centralny Puchar Polski. Zmęczenie było coraz bardziej widoczne. W klubie są zadowoleni z naszej postawy, a 25 punktów to całkiem dobry wynik. Szczerze mówiąc ja liczyłem na 30 „oczek” i myślę, że taki dorobek naprawdę był w naszym zasięgu. Trzeba sobie to powiedzieć, parę punktów straciliśmy we frajerski sposób.
- Był chociażby mecz z Wisłocką Dębica, w którym trzy razy prowadziliście, a uratowaliście remis 4:4. Albo całkiem niezły występ w starciu z liderem z Tarnobrzega…
– Nawet ten ostatni mecz rundy przeciwko Sokołowi Sieniawa powinniśmy rozstrzygnąć na naszą korzyść. Na to wszystko złożyło się jednak wiele czynników. Przed meczem z Wisłoką mieliśmy też spore problemy kadrowe. Wypadło nam pięciu ludzi, a szósty, czyli Robert Nowacki na rozgrzewce. Mieliśmy na ławce chłopaków z akademii, z 2004 rocznika, bo nie było wielkiego pola manewru. Z Siarką zagraliśmy dobrze, ale trzeba kończyć pewne sytuacje. Jeżeli tego nie robimy, to zmarnowane okazje się mszczą.
- Z czego jest pan najbardziej zadowolony?
– Przede wszystkim z tego, że widzę ten progres w drużynie. Styl, który chcę narzucić jest widoczny, ale jeszcze nie przez pełne 90 minut. Zdarza się, że zagramy fajnie 60, czy 70 minut. A później pojawia się mały kryzys. Trzeba jednak pamiętać, że nie mamy aż tak szerokiej kadry, bo po prostu finanse nam na to nie pozwalają. A kontuzje też miały duży wpływ na to, co działo się w zespole.
- No właśnie. Jednym z wielkich nieobecnych był na pewno Maciej Filipowicz…
– Zdecydowanie. Maciej miał naprawdę bardzo dobry początek rozgrywek. Praktycznie w każdym meczu miał bramkę albo asystę, czy asystę drugiego stopnia. Niestety, od połowy września nam wypadł. A nie ma co ukrywać, że on był naszą armatą i jedną z najlepszych dziesiątek w tej lidze. Piotrek Ćwik naprawdę fajnie go zastąpił, ale jeszcze brakuje mu często doświadczenia.
- Czy Filipowicz będzie do pana dyspozycji na początek przygotowań do rundy wiosennej?
– Naprawdę ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Lekarze tak naprawdę nie wiedzą, co się dzieje. My też możemy tylko rozłożyć ręce. Maciek miał operację kręgosłupa, ale ciągle ma z nim problemy. Dokucza mu też kolano, więc na razie musimy czekać na jakąś diagnozę.
- A o co powalczycie w ogóle na wiosnę?
– Mogę odpowiedzieć, jak przed sezonem: w każdym spotkaniu chcemy się bić o trzy punkty. Tak naprawdę w żadnym meczu nie byliśmy gorsi od rywali. Może poza rezerwami Cracovii, ale mieli akurat w tym meczu niesamowitą pakę. Siedmiu, czy ośmiu zawodników, którzy zagrali już w tym sezonie w ekstraklasie. Byli poza naszym zasięgiem. Moim zdaniem to był nawet mocniejszy zespół od Wisły Puławy w poprzednim sezonie. Nikt nas tak nie zdominował.
- A czy zanosi się na spore zmiany w zimowym okienku transferowym?
– Na pewno musimy dokonać mądrych ruchów, żeby trochę przemeblować kadrę. Oczywiście w miarę naszych możliwości. A do tego dołożyć solidną pracę, czy wdrożyć parę nowych elementów i mam nadzieję, że nadal w każdym meczu będziemy w grze o zwycięstwo. Miejsce w pierwszej piątce byłoby naprawdę fajne, jak na nasz potencjał. Orientuję się, jak to wygląda w naszej grupie i wychodzi na to, że my płacimy najmniej. A mimo to potrafimy zbudować dobry zespół.