ROZMOWA Z Pawłem Sochą, bramkarzem Motoru Lublin
- Jak oceniasz mecz z Radomiakiem? Pierwsza połowa chyba była trochę lepsza w waszym wykonaniu...
– Myślę, że tak. Byliśmy lepiej zorganizowani, przede wszystkim w defensywie. Radomiak nie miał jakichś wielkich sytuacji. W drugiej chcieliśmy dogonić wynik. Wiadomo, że remis z drugoligowcem walczącym o awans, to by był zastrzyk optymizmu, a wynik poszedłby w świat. Nie udało się. Była wymiana ciosów, a do tego dużo miejsca na boisku. Trzeba też pamiętać, że rywale podeszli do meczu poważnie, dla nich to była w końcu próba generalna. Naprawdę moim zdaniem bardzo fajnie wyglądali, zwłaszcza w drugiej połowie.
- Gdyby nie bramkarz Motoru, to wynik mógłby być wyższy na korzyść gości...
– Od tego jestem. Cieszę się, że udał się taki mecz. Mam nadzieję, że forma będzie jeszcze lepsza, kiedy przyjdą te spotkania na poważnie.
- Skąd ta agresja podczas meczu z Radomiakiem? Było sporo spięć, fauli i żółtych kartek...
– Moim zdaniem sędzia za szybko zaczął dawać te kartki. Atmosfera zrobiła się nerwowa. Znamy się przecież z chłopakami, bo co pół roku gra się te sparingi, więc nie mam z nimi żadnej „kosy” Może tak się ułożył mecz? Nie było żadnej brutalnej gry, nikt nie złapał też poważniej kontuzji, więc to jest najważniejsze.
- Jesteście na finiszu przygotowań, zmęczenie daje jeszcze o sobie znać?
– Teraz już schodzimy z obciążeń, żeby forma była na ten pierwszy mecz ligowy. Na początku przygotowań na pewno było ciężko. Trenowaliśmy kilka razy dziennie, a trenerzy dali nam porządnie w kość. Na pewno swoje robią treningi na sztucznym boisku, bo to obciąża stawy, a do tego plecy bolą, no i trudno jest się rzucać na takim betonie. Trzeba jednak sobie radzić, nie ma co narzekać, ciężka praca na pewno zaprocentuje przy okazji meczów o punkty.
- Ciekawie wygląda walka o miejsce w bramce Motoru. W sparingu z Radomiakiem pokazałeś jednak, że nie boisz się rywalizacji mimo że rywale naciskają...
– Rywalizacja jest potrzebna. Jak jej nie ma, to człowiek może spocząć na laurach. Samodyscyplina nie zawsze jest na takim poziomie, jak być powinna. Lepiej, jak jest porządny rywal, a Andrzej Sobieszczyk jest naprawdę dobrym bramkarzem, więc dla mnie to będzie duża mobilizacja, żeby cały czas być w dobrej formie. Ja nie oglądam się jednak na to, z kim rywalizacuję. Patrzę na siebie i robię swoje.
- Co rundę trafia ci się nowy rywal...
– Ja się nawet trochę śmieje, że mam chyba syndrom Artura Boruca (śmiech). Chodził od klubu do klubu, wszędzie ściągali mu rywala, a mimo to prędzej, czy później wygrywał rywalizację i to jednak on stał między słupkami. Ja też się staram pokazywać z dobrej strony na każdym treningu i mam nadzieję, że trener postawi na mnie.