Motor w sobotę wygrał czwarte spotkanie ligowe w tym roku. Gospodarze nie zachwycili, ale znowu zrobili swoje. Tym razem pokonali Spartakusa Daleszyce 3:1. Jak zawody oceniali trenerzy obu ekip?
Andrzej Więcek (Spartakus Daleszyce)
– Przyjechaliśmy do Lublina z zamiarem wywalczenia jakichś punktów. Jesteśmy w trudnej sytuacji, bo to jest nasze czwarte spotkanie w tym roku, a na koncie mamy tylko „oczko”. Mam nadzieję, że włączymy się jeszcze do walki o utrzymanie, ale sytuacja jest trudna. Co do meczu z Motorem, to mam mieszane odczucia. Gdybyśmy się przyjrzeli miejscom w tabeli obu zespołów, to można zauważyć, że przedostatnia drużyna była równorzędnym rywalem dla klubu z czołówki, który ma swoje aspiracje. Wydaje mi się, że mecz był otwarty. Mieliśmy swoje przedmeczowe założenia. Chcieliśmy przenieść grę do strefy środkowej, zablokować boczne strefy boiska, bo wiedzieliśmy, że gospodarze będą tam szukać swoich szans. W pierwszej połowie to nam się udawało i momentami wyglądaliśmy naprawdę przyzwoicie. Szkoda bramki z 45 minuty, która trochę ustawiła mecz. Ten gol spowodował, że musieliśmy się odkryć i poszukać bramki kontaktowej. Nieszczęśliwy był też początek drugiej połowy. Bramka na 2:0 w zasadzie podcięła nam skrzydła, ale z drugiej strony chwała zawodnikom, że zdołali się z tej sytuacji podnieść i podjąć jeszcze próbę odwrócenia wyniku. Niestety, to się nie udało. Gratulujemy gospodarzom. Myślę, że byliśmy dosyć trudnym rywalem.
Robert Góralczyk (Motor Lublin)
– Cieszymy się bardzo z kolejnych trzech punktów. Tak jak powiedział trener Spartakusa, nie przyszły one nam łatwo. Pomimo dużej różnicy w tabeli, przeciwnik wiele rzeczy nam utrudniał. Można powiedzieć, że dobrze, że w naszej drużynie byli strzelec trzech goli Kamil Pajnowski oraz Tomek Brzyski, który asystował przy jego bramkach. Gdyby chcieć przeanalizować pierwszą połowę, to zbyt wolno prowadziliśmy wtedy grę. Przyspieszaliśmy w tych momentach, w których nie powinniśmy i graliśmy długimi podaniami, które sprawiały, że nie zachowywaliśmy płynności gry. Cóż, niekiedy tak bywa, że trzeba zdobywać bramki właśnie po stałych fragmentach gry. Strzeliliśmy gola do szatni i niemal od razu po wyjściu z szatni, tak jak w jednym z wcześniejszych meczów na Arenie. To na pewno w dużym stopniu ustawiło spotkanie, choć jeszcze go nie zamknęło. Przeciwnik do samego końca szukał swoich szans i nam zagrażał. Szkoda straconego gola. Doceniamy jednak to, że mamy 12 punktów po czterech meczach. Więcej zdobyć się nie dało. Cała czołówka punktuje tak samo. Utrzymujemy pozycję wyjściową do zasadniczego ataku, który trzeba będzie w pewnym momencie przedsięwziąć. Na razie pojedynki są korespondencyjne i wszyscy wygrywają. Myślę, że wszystko rozstrzygnie się w bezpośrednich meczach, które dopiero przed nami.