Na razie kibice w Kraśniku przeżywają huśtawkę nastrojów. Na dzień dobry była wygrana z mocną Avią, później porażka w Oświęcimiu, a w niedzielę niebiesko-żółci rozbili Spartakusa Daleszyce aż 5:0.
Zaczęło się źle, bo w 11 minucie Rafał Król zmarnował rzut karny. Jedenastkę wywalczył Ernest Skrzyński, a "Królik" chciał efektownie otworzyć wynik w stylu Antonina Panenki. Trafił jednak w poprzeczkę.
Mimo to gospodarze się nie załamali i jeszcze przed przerwą zdobyli trzy gole. Najpierw dosłownie po kilkudziesięciu sekundach od pudla z "wapna" w sytuacji sam na sam trafił Arkadiusz Adamczuk, później zrehabilitował się także Król, a tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą odsłonę rywali dobił jeszcze Michał Misiak. Ten ostatni wykorzystał centrę Daniela Szewca i celnym strzałem głową zapewnił Stali bezpieczne prowadzenie.
Po przerwie Stal kontrolowała sytuację i ostatecznie zawody zakończyły się wynikiem 5:0. Mogło być jednak wyżej, ale miejscowi zmarnowali jeszcze kilka szans. Po słabym meczu z Sołą nie ma jednak na co narzekać, bo beniaminek idealnie i błyskawicznie się pozbierał.
– Starcie z Sołą wyraźnie nam nie wyszło. Zabrakło motywacji, skuteczności i pewnie kilku innych rzeczy. Nie ma sensu już do tego wracać – mówi Jarosław Pacholarz, trener ekipy z Kraśnika. – Jeżeli chodzi o niedzielne starcie ze Spartakusem, to mieliśmy wszystko pod kontrolą od pierwszej do ostatniej minuty. Poziom motywacji był zupełnie inny. Mogliśmy zdobyć kolejne bramki, bo mieliśmy jeszcze strzał w słupek, zmarnowaliśmy też karnego. Nie ma jednak co narzekać po tak wysokim zwycięstwie – dodaje opiekun niebiesko-żółtych.
Stal Kraśnik – Spartakus Daleszyce 5:0 (3:0)
Bramki: Adamczuk (13), Król (16), Misiak (44), Maj (76), Drozd (88).
Stal: Ciołek – Gajewski (80 Gąska), Pietroń, Mazurek, Lucyk, Misiak (78 Wawryszczuk), Adamczuk (60 Nowak), Skrzyński (73 Maj), Szewc (63 Czelej), Król, Drozd.