Trzy punkty? Są. Czyste konto? Też jest. Wisła Puławy nie zwalnia tempa. W czwartym meczu ligowym zanotowała trzecie zwycięstwo. Tym razem ograła na własnym stadionie Sokoła Sieniawa 2:0. To już czwarte spotkanie z rzędu z czystym kontem.
Od pierwszego gwizdka na boisku dominowała przede wszystkim walka. Żadna z drużyn nie miała zamiaru odpuszczać. Po pierwszym kwadransie kilka razy potrzebna była pomoc medyczna. Gorzej było z sytuacjami podbramkowymi. Jeden nieudany strzał Szymona Stanisławskiego i jedna interwencja Pawła Sochy po centrze rywali, to było w zasadzie wszystko.
W 18 minucie kibice doczekali się jednak pierwszego gola. Jak rasowy napastnik zachował się Arkadiusz Maksymiuk. Środkowy pomocnik świetnie huknął w okienko bramki gości. Co ciekawe, w kolejnych fragmentach spotkania to właśnie „Maks” był najgroźniejszym zawodnikiem Dumy Powiśla. Kilkadziesiąt sekund po pierwszym trafieniu mógł podwoić dorobek, ale po akcji Krystiana Putona tym razem strzelił nad poprzeczką.
W końcowych minutach z przodu „szarpali” Piotr Zmorzyński, Puton, ale ponownie najlepszą okazję miał Maksymiuk. Tym razem z jego próbą poradził sobie golkiper Sokoła. I piłkarze Jacka Magnuszewskiego zabrali na przerwę skromną zaliczkę.
Trudno sobie jednak wyobrazić lepsze otwarcie drugiej odsłony. Beniaminek pewnie miał jeszcze nadzieje na powalczenie o korzystny wynik. Tymczasem już w 50 minucie zrobiło się 2:0, a na listę strzelców wpisał się jeden z letnich nabytków Wisły – Michał Król. Pomógł rykoszet, bo piłka szczęśliwie wpadła bramkarzowi "za kołnierz".
Później akcje puławian napędzali: Puton i Stanisławski. Niestety, obu graczom brakowało precyzji, bo po kwadransie drugiej odsłony obaj powinni mieć na koncie przynajmniej po jednym golu. W kolejnych fragmentach obraz gry nie uległ zmianie. Podopieczni trenera Magnuszewskiego przeważali i kibice zadawali sobie tylko jedno pytanie: czy ich pupile wykorzystają jeszcze przynajmniej jedną okazję?
Niestety, to im się już nie udało. W 80 minucie na murawie zameldował się Jakub Mażysz. I powinien zaliczyć wejście smoka, ale zamiast do siatki trafił w słupek. Szybko dostał też szansę na poprawkę. Z dobitką napastnika Dumy Powiśla poradził sobie jednak golkiper. Na koniec sytuację sam na sam zmarnował jeszcze Zmorzyński.
Już w środę Mateusz Pielach i jego koledzy o kolejne punkty powalczą w Kraśniku. A w niedzielę czeka ich starcie u siebie z Motorem Lublin.
ZDANIEM TRENERÓW
Jacek Magnuszewski (Wisła Puławy)
– Ciężką pracą trzeba było wyrwać to zwycięstwo. Drużyna z Sieniawy zaprezentowała się dosyć solidnie, ale my spodziewaliśmy się takiego meczu. Wiedzieliśmy, że rywal ma wielu zawodników o dobrych warunkach fizycznych, którzy grają twardo. Wiedzieliśmy, że będą mieli przewagę w środku pola, bo grali trójką z tyłu. Staraliśmy się wytrącić ten atut. Graliśmy bardzo konsekwentnie. To był klucz do zwycięstwa. Rzeczywiście Sokół miał kilka okazji, ale my byliśmy cały czas zorganizowani. Wiele razy wychodziliśmy z dobrymi akcjami, ale brakowało „kropki nad i”. Mecz był ciekawy, bo obie drużyny stwarzały swoje sytuacje.
Szymon Szydełko (Sokół Sieniawa)
– Gratulacje dla Wisły za zwycięstwo. Dla nas jest to gorzka pigułka do przełknięcia. Zaprezentowaliśmy godnie, próbowaliśmy grać w piłkę i mieliśmy swoje sytuacje. Brak skuteczności zdecydował o tym, że przegraliśmy. Nie można też myśleć o wygranej, kiedy traci się takie gole. Pierwsza owszem, wyglądała ładnie, ale gospodarze mieli też sporo szczęścia. Nie możemy jednak tracić takich piłek, jak przy pierwszej bramce. Jeżeli na wyjeździe stwarza się cztery-pięć okazji to trzeba coś strzelić. Bez tego trudno myśleć o zdobyczy punktowej.
Wisła Puławy – Sokół Sieniawa 2:0 (1:0)
Bramki: Maksymiuk (18), Król (50).
Wisła: Socha – Król, Pielach, Poznański, Litwniuk, Zmorzyński, Szymankiewicz (88 Supryn), Maksymiuk, Kacprzycki (67 Szczotka), Puton (75 Popiołek), Stanisławski (80 Mażysz).