Kto liczył, że w starciu z ostatnim zespołem w tabeli uda się w końcu ostro postrzelać musiał być rozczarowany. Wisła długo męczyła się ze Spartakusem Daleszyce, a zwycięską bramkę zdobyła dopiero w samej końcówce. Najważniejsze są jednak trzy punkty, które pozwoliły gospodarzom utrzymać miejsce w czołówce.
W pierwszej połowie podopieczni Jacka Magnuszewskiego byli groźniejsi. Szybko dobrą szansę zmarnował Krystian Żelisko. Po kwadransie powinno być 1:0, ale po raz kolejny w tym sezonie centymetrów do szczęścia zabrakło Jakubowi Poznańskiemu. „Poznań” przymierzył w poprzeczkę. Stoper Dumy Powiśla jako pierwszy dopadł do piłki, ale poprawił jeszcze gorzej, bo huknął nad poprzeczką.
Później pudłowali jeszcze: Michał Kobiałka i Krystian Puton. Swoją szansę mieli też goście, ale Michał Jeziorski przymierzył „tylko” w boczną siatkę. I ostatecznie na przerwę obie ekipy schodziły przy wyniku bezbramkowym. W drugiej odsłonie Wisła naciskała, naciskała, ale długo nie mogła znaleźć sposobu na defensywę rywali. Kiedy wydawało się, że zawody zakończą się dla puławian dużym rozczarowaniem z pomocą przyszedł bramkarz Spartakusa. Szymon Pietras źle wybił piłkę, a skorzystał z tego Szymon Stanisławski. „Stasio” zdecydował się na strzał z około 30 metrów i ku uciesze kolegów i kibiców umieścił futbolówkę w siatce.
– Jeszcze nie ochłonąłem po meczu i trudno mi to ocenić. Przyjechaliśmy do Puław po punkt, nie ma co ukrywać. A gdyby szczęście dopisało to po trzy. Chcieliśmy zagrać bezpieczny futbol. Pozwolić gospodarzom mieć inicjatywę, ale kontrolować sytuację na boisku. To nam się udawało do 88 minuty. Niestety, w niegroźnej sytuacji i bez ataku przeciwnika mój bramkarz popełnił fatalny błąd. I przegraliśmy. Wiadomo, że to jest sport, ale nie zasłużyliśmy na porażkę. Trzeba się jednak z tym pogodzić – oceniał Andrzej Więcek, opiekun zespołu z Daleszyc.
– Rywal cofnął się głęboko i zagęszczał strefę przed polem karnym. Ciężko nam było się przebić. Mówiłem na odprawie, że musimy się starać szybko zdobyć bramkę, ponieważ, jak ten czas będzie uciekał, to rywal będzie coraz bardziej zacieśniał szyki i będzie jeszcze trudnej. Tak dokładnie było – mówi Jacek Magnuszewski. – My tradycyjnie stworzyliśmy parę sytuacji, ale brakowało wykończenia po raz kolejny. Niestety, wynik do końca był wielką niewiadomą. Często takie mecze kończą się porażką 0:1. Chcę jednak pochwalić moich zawodników, że byli bardzo konsekwentni i że nie dopuszczali do kontr. Bardzo podobny scenariusz miało spotkanie z Avią. Bramkarz Spartakusa nam pomógł, bo popełnił błąd, a my zdobyliśmy bramkę. Nie zgadzam się jednak, że przeciwnik zasłużył na remis, bo goście nie mieli żadnej sytuacji. Nie jestem zadowolony ze stylu, ale trzeba pochwalić chłopaków za wiarę do końca, bo to pomogło nam wygrać – dodaje trener Wisły.
Wisła Puławy – Spartakus Daleszyce 1:0 (0:0)
Bramka: Stanisławski (88).
Wisła: Socha – Barański (63 Kacprzycki), Poznański, Litwniuk, Sulkowski, Kobiałka (66 Popiołek), Supryn, Zmorzyński, Żelisko (55 Król), Puton, Mażysz (60 Stanisławski).
Żółte kartki: Zmorzyński – Skrzypek, Sitarz.
Sędziował: Artur Szelc (Krosno). Widzów: 400.