Drugie wyjazdowe zwycięstwo z rzędu piłkarzy Świdniczanki. W niedzielę drużyna Łukasza Gieresza pokonała w Sieniawie tamtejszego Sokoła 1:0.
W pierwszej połowie kilka razy akcje „Świdni” dobrze się zapowiadały, ale brakowało ostatniego podania lub pomysłu, jak zakończyć akcję. Dlatego do przerwy było po zero. Drugą część zawodów goście rozpoczęli od mocnego uderzenia. Hubert Kotowicz wygrał pojedynek jeden na jeden, zagrał wzdłuż bramki, a tam w zamieszaniu najprzytomniej zachował się Michał Paluch, który skierował piłkę do siatki.
Sokół zagrażał rywalom głównie po stałych fragmentach gry. Kilka razy w szesnastce Pawła Sochy robiło się gorąco, ale bramkarz i defensywa beniaminka nie dała się zaskoczyć. W końcówce gospodarze domagali się rzutu karnego po zagraniu ręką Michała Koźlika, ale sędzia był innego zdania i trzy punkty pojechały do Świdnika.
– Uważam, że z przebiegu spotkania wygraliśmy zasłużenie. Byliśmy konkretniejsi, ale trzeba przyznać, że poszliśmy w pragmatyzm. To nie był ładny mecz, ale takiego się spodziewaliśmy. Tym bardziej cieszy, że cel zrealizowaliśmy, a naszym zadaniem były przede wszystkim punkty. Mieliśmy kilka groźnych wypadów i mogliśmy wcześniej zamknąć mecz, ale to nie były klarowne okazje. Michał Zuber i Michał Paluch nękali defensywę rywali jednak w momentach decyzji, najczęściej piłka skakała i nic z tego nie wyszło – wyjaśnia Łukasz Gieresz, trener Świdniczanki.
Sokół Sieniawa – Świdniczanka Świdnik 0:1 (0:0)
Bramka: Paluch (49).
Sokół: Sip – Jeż (84 Kiełb), Skała, Mróz (89 Ptasznik), Oziębło (70 Wróblewski), Więckowski, Kaczor, Czajkowski, Mazgoła (70 Frydrych), Kwaczreliszwili, Kiełbasa (89 Cygan).
Świdniczanka: Socha – Ptaszyński, Koźlik, Szymala, Nawrocki (80 Czułowski), Kuchta (55 Sikora), Bartoszek, Kotowicz, Morenkov (80 Sypeń), Zuber (90+1 Pielach), Paluch (90+1 Kompanicki).
Porażka w przewadze
Znowu niedosyt w Radzyniu Podlaskim. Drużyna Tomasza Złomańczuka tym razem przegrała w Krakowie z Garbarnią 0:1, chociaż od 59 minuty grała w liczebnej przewadze
Biało-zieloni przed tygodniem zmarnowali kilka sytuacji, w tym rzut karny i przegrali z Wiślanami Jaśkowice 0:1. Ekipa z Radzynia Podlaskiego nie potrafiła też wykorzystać czerwonej kartki dla rywali, którzy końcówkę grali w dziesiątkę.
W niedzielę sytuacja się powtórzyła, chociaż tym razem Orlęta przez ciut ponad pół godziny grały 11 na 10. Do przerwy było 0:0, a kiedy w 59 minucie z boiska wyleciał Patryk Moskiewicz, wydawało się, że przyjezdni staną przed szansą wywalczenia trzech punktów. Od razu bardzo dobrą okazję miał Denis Ostrovski, ale nie potrafił zamienić rzutu wolnego z linii pola karnego na gola. Później dwie szanse zmarnował Przemysław Koszel.
A w 80 minucie Karol Dziedzic z około 25 metrów huknął w same „widły” i jak się okazało zapewnił swojej drużynie trzy punkty. Remis mógł jeszcze uratować Artur Balicki, ale jego „główka” nie wylądowała w siatce.
– Mamy bardzo duży niedosyt. Tworzyliśmy sytuacje i przynajmniej jedna bramka powinna wpaść. Wydawało się, że musimy zaraz strzelić, no i zabrakło koncentracji w defensywie. Chyba za bardzo uwierzyliśmy, że gospodarze w dziesiątkę nie zrobią nam krzywdy. Strzał życia i było 1:0. Musieliśmy ten mecz minimum zremisować, a jest porażka – ocenia Tomasz Złomańczuk.
Garbarnia Kraków – Orlęta Spomlek Radzyń Podlaski 1:0 (0:0)
Bramka: Dziedzic (80).
Garbarnia: Bartusik – Morys, Czekaj, Kajpust, Moskiewicz, Durda (62 Wątroba), Żurek (75 Opalski), Duda, Dziedzic, Grzybowski (87 Sutor), Klec (87 Nowak).
Orlęta: Bartnik – Krashnevski, Cassio, Kotko, Duchnowski, Szczypek (80 Piotrowski), Korolczuk (65 Balicki), Szczygieł (85 Malec), Koszel, K. Rycaj (80 D. Rycaj), Ostrovski.
Czerwona kartka: Moskiewicz (Garbarnia, 59 min, za faul).