(fot. KRZYSZTOF MAZUR)
Piłkarze Dariusza Bodaka zakończyli 2019 rok na siódmym miejscu w tabeli. Niby nie ma tragedii, ale na tym etapie poprzednich rozgrywek byli cztery lokaty wyżej i mieli 10 punktów więcej
Lublinianka miała w pierwszej części sezonu sporo problemów, przede wszystkim z kontuzjami. Jeszcze przed pierwszą kolejką z gry wypadł Jakub Bednara, a trochę trzeba było poczekać na powrót do formy Jarosława Milcza. Długo leczył się Grzegorz Mulawa, a niewiele pograł też Adrian Rapa, który w poprzednich rozgrywkach strzelił 11 goli i był najlepszym snajperem Lublinianki. W tej rundzie zdążył zdobyć dwie bramki.
Podopieczni trenera Bodaka grali też w kratkę. Na pierwszy komplet punktów czekali do czwartej kolejki, a niedługo później potrafili wygrać cztery mecze z rzędu. Na koniec znowu było zdecydowanie gorzej. W ostatnich sześciu kolejkach uciułali ledwie cztery punkty. Na dodatek przegrywali wysoko z Huraganem Międzyrzec Podlaski (0:5), czy Kryształem Werbkowice (2:5).
Lublinianka pewnie pobiła też rekord, jeżeli chodzi o liczbę czerwonych kartek. Piłkarze tego klubu w tym sezonie już osiem razy wylatywali z boiska (sześć razy w lidze i dwukrotnie w Pucharze Polski – red). Właśnie z tego powodu wzięło się lanie u siebie od Huraganu, bo wówczas gospodarze od 49 minuty grali już w dziewiątkę i pewnie kilka innych porażek. „Czerwa” w końcówce meczów to jedno, ale cztery z nich miały miejsce jeszcze w pierwszej połowie. Najszybszy był Mulawa, który przeciwko Sparcie Rejowiec Fabryczny opuścił murawę już w piątej minucie.
Skąd aż tyle czerwonych kartek? – Można to tłumaczyć różnie. Powody nie mają jednak znaczenia. Nie możemy dłużej osłabiać się w ten sposób. Klub, który reprezentujemy do czegoś nas zobowiązuje i taka sytuacja nie może się już powtórzyć. Taka runda też więcej nie może mieć miejsca. I pod względem punktowym i wizerunkowym musi być zdecydowanie lepiej i musimy wymagać od siebie więcej. Na pewno trzeba dokonać pewnych zmian. My wiemy, jaką pracę musimy wykonać. A w jakim składzie przystąpimy do rundy rewanżowej to się jeszcze okaże – wyjaśnia szkoleniowiec ekipy z Lublina.
W miniony weekend Michał Kowalczyk został wysłany przez sędziego do szatni w 44 minucie, chociaż akurat to spotkanie było już wówczas rozstrzygnięte, bo gospodarze prowadzili już 5:2.
– Ciężko logicznie wytłumaczyć początek meczu z Kryształem. Kiedy graliśmy 11 na 11 popełnialiśmy katastrofalne błędy. A odkąd zostało nas na boisku 10 byliśmy bardziej wyraziści i na pewno prezentowaliśmy się lepiej – mówił po ostatnim meczu w tym roku trener Bodak.