Lewart nie miał najmniejszych problemów z pokonaniem LKS Milanów. Ostatnia drużyna w tabeli wyjeżdżała z Lubartowa z bagażem pięciu bramek
Już po 35 minutach gospodarze prowadzili 4:0. Takim wynikiem zakończyła się też pierwsza odsłona. Gospodarze mogli jednak mieć dwa razy więcej bramek. Zespół trenera Roberta Makarewicza zaliczył... cztery słupki, a do tego strzał w poprzeczkę. Po zmianie stron miejscowi wyraźnie już odpuścili i w samej końcówce na listę strzelców wpisał się jeszcze Dariusz Michna. Podopieczni Zbigniewa Smolińskiego dotarli na spotkanie w zaledwie 12-osobowym składzie. Zmianę wykorzystali dopiero w samej końcówce.
– Szczerze mówiąc to był chyba pierwszy mecz, w którym byłem spokojny o wynik już od piątej minuty – mówi Robert Makarewicz, szkoleniowiec Lewartu. – Całkowicie zdominowaliśmy rywali. Od samego początku zagraliśmy agresywnie i szybko udokumentowaliśmy naszą przewagę. Goli na pewno mogło być więcej. Mecz toczył się praktycznie tylko na połowie rywala. Na pewno w drugiej odsłonie spuściliśmy z tonu, ale to było pewne zwycięstwo – dodaje opiekun gospodarzy.
Lewart Lubartów – LKS Milanów 5:0 (4:0)
Bramki: Terlecki (9), Zuber (25, 29), Stopa (35), Michna (83).
Lewart: Parzyszek – Wiącek (46 Kuzioła), Stopa, Piasek, Pęksa, Rusinek (46 Walaszek), Michna, D. Pikul, Terlecki, Bujak (46 A. Pikul), Zuber (69 Muzyka).
Milanów: Grzywaczewski (90 Korolczuk) – Magier, Daniłko, Czuryło, B. Jaszczuk, Podgajny, Bobruk, Ilczuk, Pieńkus, Pawlak, Kucyk.
Sędziował: Przemysław Wróbel (Biała Podlaska). Widzów: 200.
Bramkowy podarunek z Włodawy
Do piątej wiosennej kolejki na pierwszą wygraną w 2017 roku musieli czekać piłkarze Kłosa Chełm. Drużyna Marka Tarnowskiego pokonała Włodawiankę 1:0
W pierwszej połowie dominowali goście, którzy przez pół godziny niby „siedzieli” na rywalach, ale niewiele z tego wynikało. Kiedy przychodziło do strzału na bramkę gospodarzy, to zawsze ekipie Marka Droba czegoś brakowało. – Albo ociągaliśmy się za długo z uderzeniem, ale źle podaliśmy w ostatniej fazie akcji – wyjaśnia szkoleniowiec Włodawianki. Dwie okazje mieli za to gracze Kłosa. Zarówno Michał Siatka, jak i Grzegorz Świderski uderzali jednak nad poprzeczką.
Po przerwie Kłos otworzył wynik w 57 minucie. Przemysław Huk centrował z rzutu wolnego, a Daniel Leszczyński próbował wybić piłkę na „uwolnienie”. Niestety, wyszło średnio, bo praktycznie podał pod nogi Kacpra Kowalskiego. Ten z 16 metrów zdecydował się od razu na strzał i dał swojej drużynie upragnionego gola. Do końca spotkania nic się już nie zmieniło i piłkarze Kłosa mogli świętować zdobycie pierwszego kompletu punktów w tym roku.
– Chyba bardziej zasłużyliśmy na te trzy punkty. Owszem przeciwnik miał lepszy początek, ale bez wielkich sytuacji. My parę razy groźnie strzelaliśmy na ich bramkę. Cieszy, że potrafiliśmy zrobić kilka fajnych akcji, a nie tylko kopać piłkę do przodu – mówi Marek Tarnowski, trener gospodarzy.
Niepocieszony był za to trener Włodawianki, która po czterech kolejkach rundy rewanżowej miała na koncie osiem punktów. I niespodziewanie pierwszej porażki doznała na boisku niżej notowanego rywala. – Podarowaliśmy im bramkę. Na pewno padła ona w pechowych okolicznościach, bo próbowaliśmy wybijać piłkę, a wyszło zupełnie inaczej. Z przodu zabrakło nam dokładności, bo to był typowy mecz na remis, w którym nie było zbyt wielu okazji. Warunki były trudne. Powinniśmy zdobyć jeden punkt, ale musimy się pogodzić z pierwszą porażką – wyjaśnia trener Drob.
Kłos Chełm – Włodawianka Włodawa 1:0 (0:0)
Bramka: Kowalski (57).
Kłos: Porzyc – Omelko, Kowalski, Ciechoński, Siatka, Bala, Flis (90 Wyrostek), Huk (87 Chmiel), Gierczak (70 Drzewicki), Świderski, Wałczyk (80 Kimel).
Włodawianka: Polak – Drahanczuk, Nielipiuk, Bartnik (75 Smolik), Leszczyński, Chodziutko (80 Kędzierski), Więcaszek, Soroka, Błaszczuk, Kiszyjew (75 Kuczyński), Zdolski.
Żółte kartki: Błaszczuk, Więcaszek (Włodawianka).
Sędziował: Jakub Bancerz (Łaszczów). Widzów: 100.