Przed pierwszym gwizdkiem meczu Polesie – Tomasovia faworytem spotkania byli przyjezdni. A tymczasem od trzeciej minuty to piłkarze Zbigniewa Wójcika wyszli na prowadzenie. Po długim podaniu w dobrej sytuacji znalazł się Jacek Cybul i pewnym strzałem otworzył wynik.
Beniaminek utrzymał prowadzenie do przerwy, ale w drugiej połowie niebiesko-biali dopięli swego. Najpierw po godzinie gry mocny strzał oddał Damian Rataj. Jeden z rywali zatrzymał piłkę ręką we własnym polu karnym i sędzia nie miał wątpliwości, że gościom należała się jedenastka. Świetnej szansy nie zmarnował Łukasz Mruk i zrobiło się 1:1.
A w 82 minucie zwycięskie trafienie zapisał na swoim koncie Miłosz Turewicz, który po centrze z rzutu rożnego wygrał walkę w powietrzu i strzałem głową zapewnił swojej drużynie trzy „oczka”.
– Zaczęliśmy mecz w Kocku najgorzej, jak mogliśmy – mówi Paweł Babiarz, trener Tomasovii. – Mimo straty jednej bramki cały czas graliśmy jednak cierpliwie i to się opłaciło, bo sytuacje w końcu przyszły i potrafiliśmy je wykorzystać. Cieszę się, bo drużyna pokazała charakter. Wiadomo, że na boiskach beniaminków nie jest łatwo – dodaje opiekun niebiesko-białych.
– Zabrakło nam sił w końcówce. Tomasovia miała w składzie aż ośmiu młodzieżowców. I zachowali zdecydowanie więcej energii na te końcowe fragmenty. Słabo zaczęliśmy sezon, ale to dopiero początek i wierzymy, że wkrótce będzie lepiej – mówi Leon Filipek, kierownik Polesia.
Polesie Kock – Tomasovia Tomaszów Lubelski 1:2 (1:0)
Bramki: Cybul (3) – Mruk (60-z karnego), Turewicz (82).
Polesie: Zapał – Dobosz (76 Sikorski), Kamiński, Mi. Skrzypek, Wójcik (84 Kozłowski), Ma. Skrzypek, Misiarz, Krupski, Bielecki (60 Majcher), Franczak (48 Nowakowski), Cybul (78 Guz).
Tomasovia: Krawczyk – Turewicz, Smoła, Łeń, Mruk, Żerucha (67 Kłos), Iwanicki (51 Raczkiewicz), Orzechowski (72 Towbin), Dudziński (51 Rataj), Nastałek (85 Kulpa).
Postraszyli Hetmana
Zaczęło się sensacyjnie, ale skończyło zgodnie z planem. Orlęta Łuków prowadziły z Hetmanem Zamość jednak tylko przez osiem minut.
Szybko wyrównał Mateusz Olszak, a jeszcze przed przerwą dwa ciosy zadał Kamil Oziemczuk. I ostatecznie podopieczni Jacka Ziarkowskiego pokonali gospodarzy 4:1.
– Szkoda, bo dobrze zaczęliśmy mecz, a później sami ułatwiliśmy rywalom zadanie. Nie powinniśmy tracić takich goli. Hetman po trafieniu na 1:1 odzyskał pewność siebie i zaczął grać swoją piłkę. A wiadomo, że to drużyna z dużym potencjałem – ocenia Robert Różański, szkoleniowiec beniaminka.
– Wiedzieliśmy, że czeka nas trudne zadanie. Beniaminek grający pierwszy raz u siebie zawsze jest groźny. I wszystko się potwierdziło – mówi Krzysztof Krupa z Hetmana. – Szkoda straconej bramki. Błąd w przyjęciu naszego obrońcy pozwolił rywalowi na zdobycie gola. Szybko się jednak pozbieraliśmy i już do przerwy było 3:1. Po zmianie stron gra się otworzyła i Orlęta pokazały się z dobrej strony. To naprawdę solidna drużyna. My ogólnie powinniśmy jednak strzelić więcej goli. Zaliczyliśmy jeszcze dwa słupki i poprzeczkę. Cieszą jednak przede wszystkim trzy punkty i to, że dochodzimy do sytuacji – dodaje asystent trenera Ziarkowskiego.
Orlęta Łuków – Hetman Zamość 1:4 (1:3)
Bramki: M. Ebert (18) – Olszak (26), Oziemczuk (40, 45), Skoczylas (68).
Orlęta: Wojtaszak – Goławski, Bulak, Ł. Ebert, Olszewski, Wieliczuk (63 Dołęga), Sowisz, Kierych, M. Ebert (70 Czerski), Siemieniuk (57 Matuszewski), Soćko.
Hetman: Kowalczyk – Kanarek, Dudek, Żmuda, Daszkiewicz, Skiba, Kycko, Turczyn (60 Myśliwiecki), Oziemczuk, Skoczylas, Olszak.
Frajerstwo Kryształu
Po końcowym gwizdku trener Piotr Welcz nie był zadowolony z postawy swojej drużyny. I trudno się dziwić. Kryształ miał sporą przewagę w starciu z MKS Ryki i sporo sytuacji. Dopiero od 55 minuty prowadził po trafieniu Michała Luterka. W samej końcówce wyrównał jednak Paweł Przybysz. I niespodzianka stała się faktem.
– Inaczej nie można tego nazwać, to było po prostu frajerstwo z naszej strony. Powinniśmy spokojnie prowadzić czterema, albo i pięcioma bramkami. Zamiast tego dostajemy gola w końcówce i mamy tylko jeden punkt - mówił trener Welcz.
Oczywiście zupełnie inne nastroje panowały w Rykach. – To nie był dobry mecz w naszym wykonaniu – przyznaje grający szkoleniowiec miejscowych Marcin Cieśla. – Powtarzam, że potrzebujemy jeszcze przynajmniej dwóch tygodni, żeby coś zdziałać. Musimy spokojnie popracować nad taktyką, żeby zbudować tutaj solidny zespół. Mam jednak nadzieję, że się uda i z optymizmem podchodzę do kolejnych spotkań – wyjaśnia opiekun MKS.
MKS Ryki – Kryształ Werbkowice 1:1 (0:0)
Bramki: Przybysz (87) – Luterek (55).
Ryki: Kałaska – Walasek (73 Cieślak), D. Osojca, Przybysz, Łukasik, Szewczyk, Leonarcik, Cieśla, P. Osojca (60 Darnia), Szwed, Taradyś (65 Mateńka).
Kryształ: Filipczuk – Wójtowicz (70 Paweł Musiał), Alokhin, Śmiałko, Luterek, Zuchowski (60 Pakuła), Kaczoruk (46 Sas), Nieradko, Jabłoński (46 Tucki), Warecki (80 Drewniak), A. Wołoch.
Rehabilitacja Włodawianki
Plany w Żmudzi były inne. Victoria musi się jednak pogodzić z porażką. Z kolan wstała za to Włodawianka. Piłkarze Marka Droba po laniu na inaugurację szybko się zrehabilitowali i wywalczyli bardzo cenne trzy punkty. Złoty gol padł w 56 minucie.
Kiepską interwencję zaliczył Bartłomiej Porzyc, który zgubił piłkę przy próbie wyłapania dośrodkowania. Skorzystali z tego goście. Szybkie wycofanie piłki do nadbiegającego Władysława Magdysza skończyło się strzałem tego ostatniego praktycznie do pustej bramki.
– Wiadomo, że przy skromnym, jednobramkowym prowadzeniu zawsze są nerwy. Przeciwnik był jednak groźniejszy w pierwszej połowie. W drugiej bił głową w mur i nie potrafił nam zagrozić. Bardzo się cieszymy z punktów, ale wiemy, że to dopiero początek sezonu, a przed nami sporo pracy – mówi Marek Drob,
Victoria Żmudź – Włodawianka Włodawa 0:1 (0:0)
Bramka: Magdysz (56)
Victoria: Porzyc – Brzozowski, Pogorzelec, Paskiw, Przychodzień (82 Gregorowicz), Misztal (60 Brodalski), Kuczyński (60 Stańczykowski), K. Sawa (70 Grądzki), Furta, Sobiech, Frąc (50 Flis).
Włodawianka: Polak – Bartnik, Więcaszek, Czarnota, Szeliuk, Jemioł (46 Naumiuk), Nielipiuk, Bylina, Błaszczuk (46 Kędzierski), Chwedoruk (83 Piotrowski), Magdysz.
Kontrola Lewartu
Jedna bramka szybko po rozpoczęciu meczu i druga przed godziną gry. Lewart Lubartów bez większych problemów poradził sobie z beniaminkiem z Krasnegostawu zwyciężając rywala 2:0. Premierowe trafienie w nowych barwach zapisał na swoim koncie Grzegorz Fularski, który otworzył wynik w 10 minucie.
Lewart Lubartów – Start Krasnystaw 2:0 (1:0)
Bramki: Fularski (10), Bujak (57).
Lewart: Parzyszek – Wankiewicz, Budzyński, Michna, Iskierka, Pokrywka, Majewski (58 Sikora), A. Pikul (64 Mitura), D. Pikul (82 Muzyka), Fularski, Bujak.
Start: Kowiński – Światkowski, Sobów, Nowakowski (70 Ciesielski), Bielak, Saj (75 Kabasa), Drahanczuk, Chochowski (80 Wójtowicz), Florek (78 Szponar), Lenard, Kiszyjew (40 Sadowski).
Kłos nie zagrał z Ładą
Jeden mecz drugiej kolejki nie doszedł do skutku. I to z nietypowego powodu... ASF, czyli Afrykańskiego pomoru świń. – Nie mieliśmy zgody na rozegranie tego meczu w Rożdżałowie. Nie zdążyliśmy też znaleźć zastępczego boiska. Szkoda, bo chcieliśmy grać – wyjaśnia Andrzej Krawiec, trener Kłosa. Zawody odbędą się dopiero w środę, 26 września.