Tym razem w IV lidze aż siedem meczów zostało rozegranych w niedzielę. Nie zabrakło ciekawych pojedynków. Ważne zwycięstwa odniosły przede wszystkim Włodawianka i Polesie Kock
Więcaszka nie można zostawiać samego
Włodawianka przegrywała do przerwy 0:1, ale dwa stałe fragmenty gry po zmianie stron dały miejscowym ważną wygraną z Kłosem Chełm (2:1)
Pierwsza część? Okazje z jednej i drugiej strony. Padła jednak tylko jedna bramka. W 36 minucie po stałym fragmencie gry gola zdobył Dawid Stepaniuk. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o pierwsze 45 minut gry.
Po zmianie stron drużyna Marka Droba potrafiła się jednak podnieść. Ponownie decydujące okazały się dośrodkowania ze stojącej piłki. W 66 minucie błąd w kryciu z zimną krwią wykorzystał Wojciech Więcaszek i zrobiło się 1:1. Włodawianka nie zamierzała się jednak zadowalać jednym „oczkiem”. W 80 minucie kolejny stały fragment przyniósł zwycięskie trafienie Pavlo Szeliuka.
– Ciągle musimy gonić rywali i wyszarpywać punkty. Bardzo się jednak cieszymy, że znowu się udało. Uważam, że o tego, jednego gola jednak byliśmy lepsi. Drużyny, z którymi do tej pory graliśmy były w naszym zasięgu i dobrze, że zapunktowaliśmy – mówi Marek Drob.
– Pewnie nie byliśmy w tym spotkaniu lepsi od rywali. Sami możemy sobie jednak być winni, że nie zdobyliśmy nawet jednego „oczka” – mówi Andrzej Krawiec, opiekun Kłosa. – Wygrywaliśmy, ale później nie potrafiliśmy się odpowiednio ustawić przy stałych fragmentach gry. Wojtkowi Więcaszkowi nie można zostawiać nawet 20 centymetrów miejsca, a tymczasem był zupełnie sam na piątym metrze. Później po rzucie rożnym rywale zgrali piłkę i jednemu z nich wyszedł strzał życia. No cóż, punkt był w naszym zasięgu, ale detale i proste błędy zdecydowały, że wracamy do domu z pustymi rękami – dodaje trener Krawiec.
Włodawianka Włodawa – Kłos Chełm 2:1 (0:1)
Bramki: Więcaszek (66), Szeliuk (80) – Stepaniuk (36).
Włodawianka: Polak – Bartnik (65 Żakowski), Więcaszek, Nielipiuk, Czarnota, Błaszczuk, Szeliuk, Walaszek (78 Chwedoruk), Książak (78 Jemioł), Stachański, Misiak.
Kłos: Mucha – Fornal, Kowalski, Poznański, Stepaniuk, Kuśmierz (75 Górny), Bala, Flis, Rak (46 Bryk), Wałczyk (60 Huk), Drzewicki (65 Chmiel).
Żółte kartki: Misiak, Więcaszek, Bartnik – Flis, Rak, Kuśmierz, Poznański.
Sędziował: Daniel Złotnicki (Lublin).
Orzech za trzy
Jedyną bramkę w Tomaszowie zdobył Przemysław Orzechowski, który w 14 minucie przymierzył w samo okienko. Goście mieli jednak swoje sytuacje i wcale nie byli słabsi.
To już standard. Beniaminek z Łukowa jest chwalony za grę i za ambicję. Niestety, na koncie ma na razie zaledwie trzy punkty. A powinien mieć więcej. Nie pierwszy raz podopieczni Roberta Różańskiego mieli jednak problem ze skutecznością. Jeszcze przy wyniku 0:0 dwie bardzo dobre okazje mieli goście. Najpierw spudłował Adrian Siemieniuk, a niedługo później Jakub Dołęga przymierzył w słupek.
Niebiesko-biali byli bardziej skuteczni. W 14 minucie Orzechowski ładnie strzelił w górny róg bramki. Później gra się wyrównała. Po zmianie stron Orlęta miały już większe problemy ze stwarzaniem sytuacji pod bramką Tomasovii. I ostatecznie zawody zakończyły się wynikiem 1:0. – Na pewno w pewnym sensie możemy odczuwać niedosyt, bo nie byliśmy gorsi od przeciwnika – zapewnia Robert Różański, szkoleniowiec ekipy z Łukowa. – Szkoda porażki, bo to nie pierwszy raz w tym sezonie, kiedy mieliśmy swoje okazje, ale nie potrafiliśmy ich zamienić na bramki – dodaje opiekun beniaminka.
Tomasovia Tomaszów Lubelski – Orlęta Łuków 1:0 (1:0)
Bramka: Orzechowski (14).
Tomasovia: Krawczyk – Szuta, Smoła, Turewicz, Łeń, Orzechowski (75 Iwanicki), Towbin, Bubeła, Raczkiewicz (46 Mruk), Baran (72 Kulpa, 89 Dudziński), Kłos (59 Nastałek).
Orlęta: Wojtaszak – Goławski, Bulak, (70 Czerski), Ł. Ebert, Olszewski, Kierych, Sowisz (65 Wieliczuk), Dołęga, M. Ebert, (85 Kurowski), Matuszewski (60 Skrzypek), Siemieniuk (46 Soćko).
Żółte kartki: Turewicz, Orzechowski – Bulak, Goławski, Wieliczuk, Ł. Ebert, Soćko.
Sędziował: Adrian Pukas (Chełm).
Piątka Górnika
Zielono-czarni mieli w starciu z MKS Ryki wszystko pod kontrolą. Po 47 minutach prowadzili 4:0, a ostatecznie skończyło się wynikiem 5:2.
Bohaterem gospodarzy był Piotr Świeca, który zapisał na swoim koncie hat-tricka. To właśnie 18-latek otworzył wynik. A tuż przed przerwą poprawił rezultat na 3:0. W międzyczasie trafienie zaliczył jeszcze Bartłomiej Kukułowicz.
Po zmianie stron Świeca szybko po raz trzeci pokonał bramkarza rywali. I z zielono-czarnych zeszło już powietrze, bo Górnik II nie był już tak aktywny w ataku. A jeszcze przed godziną gry po faul Adriana Szczerby sędzia podyktował rzut karny dla przyjezdnych. Szansy nie zmarnował Dawid Osojca. MKS poszedł za ciosem i w 77 minucie Jakub Wasilewski strzelił na 4:2. Ostatnie słowo należało jednak do ekipy z Łęcznej, a bramkarza gości pokonał Mohamed Essam, który w przerwie zmienił Kamila Bętkowskiego.
– Powinniśmy zdobyć więcej bramek i nie stracić żadnej, ale w piłce tak to czasami jest – ocenia trener Jacek Fiedeń. – Szczerze mówiąc przyjezdni nie powinni dostać karnego. Oglądałem całą sytuację na wideo i Adrian Szczerba nie faulował. Szkoda, że nie zdążyłem go zmienić, bo miałem to w planach. Do roszady doszło jednak o trzy minuty za późno – śmieje się opiekun Górnika II.
Górnik II Lęczna – MKS Ryki 5:2 (3:0)
Bramki: Świeca (3, 40, 47), Kukułowicz (16), Essam (82) – D. Osojca (57-z karnego), Wasilewski (77).
Górnik II: P. Rojek – J. Rojek, Olszewski, Szczerba (60 Jaroszyński), Kukułowicz (63 Jakubczak), Czogała, Przybycień, Skałecki (46 Greniuk), Turek, Świeca (83 Grzelak), Bętkowski (46 Essam).
MKS: Kałaska – Cieśla, D. Osojca, Przybysz, Łukasik (46 Walasek), Cieślak (35 Wasilewski), Leonarcik, Darnia, Szewczyk (80 Szlendak), Kazimierak (75 P. Osojca), Bułhak.
Żółta kartka: J. Rojek (Górnik).
Sędziował: Michał Mikulski (Lublin).
Bez trenera też można
Zbigniew Wójcik zrezygnował z prowadzenia Polesia Kock. W niedzielnym starciu beniaminków w Tyszowcach zespół poprowadzili: prezes Paweł Sobolewski i szkoleniowiec trampkarzy Jacek Skwara. I ten duet przyniósł szczęście, bo goście zgarnęli trzy punkty po wygranej 2:1.
W pierwszej połowie przewagę mieli gospodarze. Szybko musiał się wykazać Marcin Zapał. A w 15 minucie gości uratowała poprzeczka. Mimo trudnych chwil do przerwy Polesie utrzymało bezbramkowy rezultat.
Kluczowe dla losów spotkania okazały się... dwie minuty. Najpierw w 54 minucie wynik otworzył Grzegorz Góral. Minęło kilkadziesiąt sekund, a kolejna kontra zakończyła się bramką na 0:2. Tym razem na listę strzelców wpisał się Szymon Bielecki.
Dzięki dwóm szybkim ciosom ekipa z Kocka mogła się skupić na bronieniu dostępu do swojej bramki. Długo się udawało. Dopiero w 88 minucie nadzieje miejscowym dał Michajło Kaznocha. Okazało się jednak, że gol kontaktowy, to wszystko, na co było stać w niedzielę Huczwę. – Przetrwaliśmy nawałnicę w pierwszych minutach i to było kluczowe. Rywale mieli dobre sytuacje, ale nie strzelili nam gola – mówi Leon Filipek, kierownik Polesia. – Nie ma co ukrywać, że dwa gole po przerwie ustawiły mecz. Gospodarze byli zaskoczeni takim obrotem sprawy. Bardzo się cieszymy z wygranej, tym bardziej, że chłopaki musieli sobie radzić bez trenera. Brawa za walkę i zaangażowanie, w najbliższych dniach będziemy poszukiwali szkoleniowca i mamy nadzieję, że szybko uda się kogoś znaleźć – dodaje Filipek.
Huczwa Tyszowce – Polesie Kock 1:2 (0:0)
Bramki: Kaznocha (88) – Góral (54), Bielecki (55).
Huczwa: Joniec – Misztal (83 Kwarciany), Płotnikiewicz, Materna, Dworak (56 Okalski), Bukowski, Sioma (75 Walentyn), Denkiewicz, Droździel (56 Baran), Ziókowski, Kaznocha.
Polesie: Zapał – Dobosz, Wójcik, Kamiński, Michał Skyrzpek, Al-Swaiti (89 Sikorski), Misiarz, Maciej Skrzypek, Bielecki, Góral (90 Kozłowski), Cybul (75 Franczak).
Żółte kartki: Maciej Skrzypek, Cybul, Misiarz. (Polesie).
Sędziował: Maciej Łasocha (Biała Podlaska).