Reprezentacja Polski po trzech bramkach Roberta Lewandowskiego pokonała 3:1 Rumunię i już we wrześniu może świętować awans na mistrzostwa świata.
Sobotni mecz pokazał, że w polskiej piłce idzie nowa jakość. Nie chodzi nawet o to, że wygraliśmy już po raz piąty w eliminacjach i jesteśmy na najlepszej drodze do awansu na mistrzostwa świata, bo takie passy już na początku XXI wieku, za sprawą reprezentacji Jerzego Engela i Pawła Janasa, przeżywaliśmy.
Nie chodzi też o to, że jesteśmy w czołowej dziesiątce rankingu FIFA, a za chwilę – jeżeli korzystnie ułożą się dla nas wyniki innych meczów – możemy być nawet na piątym miejscu. Najważniejszy jest styl, w jakim wygrywamy kolejne spotkanie i tempo, w jakim rozwija się nasza reprezentacja.
Dominacja totalna
Gdy w październiku 2014 roku pierwszy raz w historii ogrywaliśmy Niemców, cieszyli się z wielkiego sukcesu, ale nie mieliśmy też wątpliwości, że to nasi zachodni sąsiedzi dominowali w tym spotkaniu.
Awans do ćwierćfinału mistrzostw Europy i porażka po rzutach karnych z Portugalią, która wywalczyła tytuł, pokazał, że zrobiliśmy kolejny krok do przodu. Na Euro graliśmy dojrzale, byliśmy zdyscyplinowani i mogliśmy pochwalić się żelazną defensywą, dzięki czemu osiągnęliśmy sukces. W naszej grze brakowało jednak polotu i pewności siebie, jaką oglądamy obecnie.
Jesienne zwycięstwo 3:0 w Bukareszcie i sobotni triumf 3:1 na Stadionie Narodowym pokazały, że obecnie reprezentacje Polski i Rumunii (również była uczestnikiem Euro 2016) dzieli różnica kilku klas. W tych spotkaniach oglądaliśmy najlepszy zespół Biało-Czerwonych od lat. Polacy zupełnie zdominowali przeciwników. Świetnie czuli się z piłką przy nodze, spokojnie prowadzili atak pozycyjny, potrafili podkręcić tempo, błysnąć fantazją. Poza końcówką, gdy mając już niemal pewne zwycięstwo, nieco spuścili z tonu, niemal nie mieli chwil słabości.
Odwaga popłaca
Bijąc brawo piłkarzom, nie możemy zapomnieć o selekcjonerze, który tę reprezentację stworzył. Nawałka na początku eliminacji zaryzykował i mocno postawił na młodych – Karola Linettiego i Piotra Zielińskiego, którzy we Francji byli jedynie statystami. Opłaciło się, bo ci młodzi środkowi pomocnicy wnieśli do naszego zespołu nową jakość.
W sobotni wieczór błysnął szczególnie Zieliński, który miał udział przy wszystkich trzech bramkach. Zaliczył dwie bezpośrednie asysty, a przy pierwszym golu znakomicie wyprowadził na pozycję Łukasza Piszczka, który dośrodkował do faulowanego Roberta Lewandowskiego. Nic dziwnego, że po meczu zarówno selekcjoner, jak i kapitan nie szczędzili mu pochwał.
Dziesiątka ze snów
– Piotrek ma fantastyczne możliwości, o czym wiedzieliśmy od dawna. Bardzo liczyliśmy na tego zawodnika i czekaliśmy na eksplozję jego talentu. Teraz to widzimy, myślę, że będzie prezentował klasę światową. Już teraz jest to piłkarz dużego formatu, który potrafi grać na pozycji nr 10 i na pozycji nr 8. Myślę, że cały czas będzie się rozwijał – stwierdził Nawałka.
– On czuje grę, widać, że wie co i gdzie chce grać. Próbuję cały czas zachować motywację i koncentrację na najwyższym poziomie. Świetnie mi się z nim współpracuje – dodał Lewandowski, który kompletując hat-tricka wyprzedził Grzegorza Lato na liście najskuteczniejszych zawodników w historii reprezentacji Polski. Obecnie zajmuje na niej drugie miejsce, a do prowadzącego w tej klasyfikacji Włodzimierza Lubańskiego traci już tylko dwa trafienia.
Kapitan wśród legend
– Naprawdę? Nie wiedziałem. Bardzo się z tego cieszę. Jeszcze bardziej cieszę się jednak ze zwycięstwa i z tego, że wykonaliśmy kolejny krok w kierunku awansu na mistrzostwa świata. Im szybciej załatwimy awans, tym lepiej. Teraz ważne są mecze z Danią i Kazachstanem – stwierdził snajper Bayernu Monachium.
Awans o krok
Jeżeli Biało-Czerwoni wygrają oba te spotkania, już we wrześniu, prawdopodobnie jako pierwsza drużyna z Europy, zapewnią sobie awans na mistrzostwa świata. Teoretycznie mogą zagwarantować sobie bilety do Rosji już po meczu w Kopenhadze, ale stanie się tak tylko, jeżeli Czarnogóra przegra w Astanie.
Na cztery kolejki przed końcem eliminacji wyprzedzamy najgroźniejszych rywali już o sześć punktów. Rumunia, która po losowaniu uważana była za naszego głównego rywala, traci już dziesięć „oczek”.Tylko prawdziwy kataklizm mógłby pozbawiać nas awansu.