(JACEK ŚWIERCZYŃSKI)
Azoty Puławy na półmetku pierwszej rundy zajmują trzecie miejsce w tabeli, ale... w klubie odczuwają mały niedosyt
Okazuje się, że ambitnym szkoleniowcom z Puław to nie wystarcza. – Zrealizowaliśmy tylko część planu – twierdzi Piotr Dropek, drugi trener Azotów. – Zakładaliśmy 10 punktów w sześciu spotkaniach, mamy ich dziewięć. Nie jesteśmy zadowoleni z remisu z Zagłębiem Lubin. Spotkanie, które mogliśmy nawet przegrać, nauczyło nas jednej bardzo ważnej rzeczy: koncentracji od pierwszej do ostatniej minuty. Mamy grać swoje i nie patrzeć się na to, co zrobi przeciwnik.
Chociaż za nami dopiero pierwsza faza rozgrywek, to Azoty powoli zaczynają liczyć się w superlidze. Mecze z zespołami, które także mierzą w awans do pierwszej czwórki w tabeli, czyli Orlenem, Tauron Stalą Mielec czy MMTS Kwidzyn, dopiero przed nimi, ale po dotychczasowych spotkaniach trudno nie być optymistą. I nie chodzi tylko o wyniki. Po prostu drużyna gra dobrze.
Mocnym punktem Azotów jest obsada bramki. Zarówno Maciej Stęczniewski jak też Sebastian Sokołowski prezentują zbliżone umiejętności. Na lidera zespołu wyrasta Przemysław Krajewski, skrzydłowy pozyskany z Nielby Wągrowiec. W każdym meczu rzuca średnio po osiem bramek.
– To dobrze, że mamy gracza, który nie boi się brać na siebie odpowiedzialności. Ostatnio był to Piotrek Masłowski, teraz grę ciągnie Przemek – cieszy się drugi szkoleniowiec.
– Na prawym skrzydle mocnym punktem jest Paweł Ćwikiński, a na kole Mateusz Jankowski. Przebudził się także na rozegraniu Krzysztof Łyżwa. To dobrze rokuje na przyszłość. Mamy drużynę zawodowców, którzy wygrywając z Chrobrym zrobili swoje i czekają już na sobotni mecz z MMTS – podsumowuje trener Dropek.