Przegrywając w Mielcu 23:25 z Tauron Stalą Mielec szczypiorniści Azotów nie awansowali do półfinału mistrzostw Polski. Wystąpią w nim, po raz drugi z rzędu mielczanie, którzy wygrali rywalizację pierwszej rundy play-off 2-1. Puławianom w lidze zostaje teraz walka tylko o piąte miejsce.
– Trzeba jeszcze dodać grę w defensywie. Tutaj też nie było najlepiej. Mówiąc krótko, nie było z czego pociągnąć kontry. Zupełnie inaczej, niż w drugim meczu ze Stalą w Puławach.
• Obserwatorzy decydującego spotkania twierdzą, że gdyby odbywało się właśnie w Puławach, to Azoty byłyby górą. Zgadza się pan z taką opinią?
– Z pewnością gra na swoim parkiecie, przy tak wyrównanych zespołach, jest czynnikiem sprzyjającym. Patrząc na wyniki, zarówno Stal jak i my wykorzystaliśmy ten atut. W Mielcu, w pierwszym meczu przegraliśmy różnicą pięciu bramek, u siebie zwyciężyliśmy siedmioma. Trzeci mecz był bardzo wyrównany i od początku do końca wynik był na styku.
• Jest pan zły na siebie i zespół? W przypadku zajęcia czwartego miejsca przed play-off można było uniknąć grania trzeciego spotkania na wyjeździe?
– Zabrakło niewiele by na koniec fazy zasadniczej być wyżej od Mielca. Czkawką odbijają się mecze z Zagłębiem Lubin i Jurandem Ciechanów. Straciliśmy trzy punkty, a więc tyle ile Stal miała nad nami przewagi. Gdyby jeszcze przywieźć np. remis z Mielca w rundzie rewanżowej, wówczas to my startowalibyśmy z czwartej pozycji.
• Z pewnością pozostanie teraz srogi zawód. W Puławach liczono przecież na awans do czwórki.
– Apetyt rósł w miarę jedzenia. Dobry początek ligi pozwalał z optymizmem patrzeć w przyszłość. Zastój pojawił się w listopadzie, kiedy graliśmy co trzy dni, godząc rozgrywki w superlidze z meczami w Pucharze Polski i Challenge Cup.
• Kto pana najbardziej zawiódł?
– Łatwiej będzie powiedzieć, kto nie zawiódł. To bramkarze i rozgrywający. Pierwsi byli mocnym punktem w zespole. W tej chwili mamy trzech dobrych golkiperów. Pożytek mieliśmy też z graczy drugiej linii, szczególnie tych najmłodszych. Zadowolony jestem z Piotra Masłowskiego, który znakomicie wywiązuje się z pokładanych w nim nadziei. Dobrze wypadł też Krzysztof Łyżwa, grając niektóre spotkania w roli środkowego rozgrywającego. Cieszy również niezła gra Michała Szyby, który powrócił na play-off po przykrym urazie.
• Brakowało panu na lewym skrzydle doświadczonego i bramkostrzelnego Wojciecha Zydronia?
– Po kontuzji Wojtek nie powrócił do formy z poprzedniego sezonu. Trudno teraz wyrokować, czy gdyby grał w Mielcu, wynik ćwierćfinałów byłby inny. Z pewnością nasze skrzydła nie były najmocniejszą stroną.