Było lekko, łatwo i przyjemnie. Po kwadransie SPR prowadziło 12:2, a całe spotkanie okazało się dla lublinianek lekkim… ruchem dla zdrowia.
- Będziemy ćwiczyć niektóre rozwiązania, jakimi postaramy się zaskoczyć Norweżki z Byasen - zapowiadał przed spotkaniem trener Edward Jankowski i rzeczywiście, gospodynie konsekwentnie realizowały założenia taktyczne, a przyjezdne nie miały absolutnie pomysłu na skuteczne rozegranie swoich akcji. - Tyle, że z Byasen będzie znacznie trudniej. One grają na co dzień w mocnej lidze, z równymi sobie przeciwniczkami - ubolewał lubelski szkoleniowiec.
Dysproporcja sił była tak duża, że na parkiecie zaczęły meldować się zawodniczki rezerwowe - Olga Figiel i Kamila Skrzyniarz. Mecz z trybun oglądała Agnieszka Wolska i Małgorzata Sadowska.
Niestety końcowe minuty pierwszej odsłony to moment słabości lublinianek. Przez długich 12 minut piłka nie chciała wpaść do chorzowskiej bramki, a gospodynie zgubiły rezon, z którym rozpoczynały mecz. - Jeśli tak będzie z Byasen, to nie mamy czego szukać - denerwował się Jankowski. Mimo słabszej gry SPR i tak zszedł na przerwę z dziewięciobramkową przewagą.
Po zmianie stron w bramce SPR stanęła Litwinka Jurate Jankaitiene, która zmieniła dobrze dysponowaną Magdalenę Chemicz, a koleżanki z pola podkręciły tempo. W 40 min. było już 21:9, a mistrzynie Polski postanowiły zaprezentować kibicom efektowną grę. Były słynne wrzutki, wkrętki i błyskawiczne rozgrywanie piłki, a spotkanie zakończyło się wysokim zwycięstwem gospodyń.
SPR Asseco BS Lublin - Ruch Chorzów 32:15 (16:7)
Ruch: Wasiuk - Radoszewska 6, Lanuszny 2, Lesik 2, Samsel 2, Grudka 1, Wawrzyńczyk 1, Rzeszutek, Kopala, Maroń, Szyszkiewicz. Kary: 16 min.
Sędziowali: Cezary Figarski i Dariusz Żak (Radom). Widzów: 800.