Dziewiąte miejsce na trwających wciąż mistrzostwach Europy to najlepsze osiągniecie kobiecej reprezentacji Polski od prawie dwóch dekad. Nawet ekipa Kima Rasmussena z Karoliną Kudłacz, Aliną Wojtas czy Kingą Achruk w składzie nie zanotowała tak wysokiej lokaty, a przypomnijmy, że wtedy w czempionacie naszego kontynentu rywalizowało tylko 16 drużyn
Jestem człowiekiem starej daty i trzymam się historycznej definicji olimpiady jako czteroletniego okresu między igrzyskami.
Jej pierwszy rok w szczypiorniaku jest zwykle okresem największej przebudowy kadr narodowych, a wszystko z myślą o długim, bo ponad 40-miesięcznym okresie przygotowań do największej imprezy w światowym sporcie. Selekcjoner Biało-Czerwonych niestety nie może stosować się do tej zasady, bo zaplecze mamy wyjątkowo mizerne. Stąd debiut na EHF EURO prawie 28-letniej Magdaleny Drażyk, wyróżniającej się środkowej KPR Gminy Kobierzyce, ale zawodniczki o symbolicznym wręcz doświadczeniu międzynarodowym.
Z drużynami spoza światowego topu możemy na razie rywalizować jedynie sposobem, czyli ryzykowną grą 7 na 6 w oparciu o zawodniczki, którym od wielu lat ufa Arne Senstad.
– Ze mną czy bez, musi się zmienić cała kultura polskiej piłki ręcznej – to zdanie wypowiedziane przez Norwega powinno być najważniejszym komunikatem dla ludzi naszego sportu, a na pewno było cytatem mistrzostw.
Remedium niech będzie praca własna szczypiornistek i świadomość, że przynajmniej fizycznie i mentalnie nie mogą aż tak znacznie odstawać od swoich koleżanek z Francji, Norwegii czy Węgier. Dobry przykład dają w tym względzie skrzydłowe Magda Balsam i Daria Michalak. Ta pierwsza, kiedyś zupełnie nieopierzona na boisku, dziś otwarcie mówi o swych wielkich sportowych marzeniach. Ta druga, mimo rodzinnej tragedii, nie zostawiła reprezentacji, będąc naszą czołową defensorką w turnieju i wzorem dla innych.
Plusik postawimy przy Paulinie Wdowiak, która udowodniła, że może stanowić realne wsparcie dla Adrianny Płaczek i Barbary Zimy. Zdecydowanie słabiej wypadły kołowe, nie licząc oczywiście gry na środku obrony duetu Marlena Urbańska – Aleksandra Olek w kluczowym meczu z Hiszpanią. Heidi Loke, najlepsza obrotowa ostatniej dekady, jeśli ponownie zostanie zaproszona do pomocy przy kadrze, będzie miała mnóstwo pracy. Nie wypada się raczej chwalić statystyką ogromnej liczby podań wymienionych przez nasze reprezentantki – to bowiem czytelny sygnał, że rozgrywamy akcje zbyt wolno. – Silly mistakes – jak mówi selekcjoner, czyli głupie błędy to wciąż łatka, której nie potrafimy oderwać. Tak, dziewiąta lokata jest zatem wynikiem wręcz ponad stan, czego niektórzy nie chcą zobaczyć.
Dzisiejszy krytycy Senstada niech sobie przypomną, że przed turniejem wieścili szybki powrót naszych dziewczyn do kraju. Tej kadry, moim zdaniem, nie poprawi żadna zmiana trenera. Tu trzeba cięższej pracy w klubach, większych ambicji i ciągłej rywalizacji z lepszymi od siebie. Patrząc na nasze lokalne podwórko, brak awansu MKS FunFloor Lublin do Ligi Europejskiej jest zatem katastrofą, utrudniającą rozwój obecnych i potencjalnych kadrowiczek. A mówimy przecież o drugim pod względem trudności z pucharów, bo pociąg o nazwie Liga Mistrzyń odjechał dawno bez nas.
Warto pamiętać, że w najbliższej dekadzie Polska będzie współgospodarzem mistrzostw Europy i świata. To nie tylko wyzwanie logistyczne, któremu podołamy, mając zdecydowanie młodsze od poprzedników pokolenie w ZPRP, ale przede wszystkim ogromna szansa na promocję szczypiorniaka nad Wisłą. Złoty okres 2007-2016 nie został wykorzystany, dziś już czasu na błędy po prostu nie mamy. Cieszmy się zatem z dziewiątej lokaty na Starym Kontynencie i trzymajmy kciuki za niedzielne losowanie rywala w play-off do przyszłorocznych mistrzostw świata. Jeśli unikniemy dwumeczu z Chorwacją lub Serbią, będziemy z pewnością faworytem do awansu. Tylko tyle i aż tyle.