Nie ma niczego wspanialszego pod słońcem niż piłka ręczna kobiet – mógłby pomyśleć przybysz z innej planety, gdyby przypadkowo trafił do hali Boxen w Herning w piątkowy wieczór.
Czy ziemskie, znane nam ze szkoły przymiotniki mogą barwnie i zgrabnie opisać wszystkie kluczowe zdarzenia z jednego tylko meczu? I jak nie popaść w banał czy grafomanię, gdy trzeba przekazać, że było to starcie kosmitek, a największa z nich, Henny Reistad, zdobyła w nim 15 goli?
Jeśli ty nazywasz Boxen teatrem, dla mnie to „aula universitaria” – przyznał przed półfinałem Dania – Norwegia włoski przedstawiciel IHF Marco Tosi Brandi. Wie dobrze, co mówi, w Italii piłka ręczna, zwana tam „pallamano” istnieje na poziomie amatorskim, wręcz zawstydzającym dla tak wielkiego i utytułowanego sportowo kraju. W Polsce zachwycamy się frekwencją na poziomie dwóch-trzech tysięcy widzów podczas ligowego klasyka na linii Lublin – Lubin, nawet nasza reprezentacja nie generuje wielkiego zainteresowania, gdy występuje przed własną publicznością. Wystarczy jednak przyjechać do Danii, a jeszcze lepiej do Budapesztu na Final4 Ligi Mistrzyń, by zobaczyć, jak można opakować i promować szczypiorniak kobiet. – Nie widziałam na mieście żadnej reklamy turnieju powiedziała mi w czerwcu w stolicy Węgier wyraźnie zdziwiona tym faktem Edyta Majdzińska. – A po co? – odrzekłem, tłumacząc po chwili, że dla Madziarów „kézilabda” to sport narodowy.
Mimo niefortunnej pory, godziny 17.30 w piątek i wyśrubowanych cen biletów, dla jednych uniwersytecka aula, dla innych teatr marzeń, czyli po prostu hala Boxen znów kipiała z emocji. 12 tysięcy 136 widzów przeżyło spektakl, o którym będzie trudno zapomnieć. Bo jak wyrzucić z pamięci fenomenalną grę Dunek w pierwszej jego fazie, cztery gole w 7 minut kołowej Kathrine Heindahl, która jeszcze wtedy nie mogła przypuszczać, że spotkania nie dokończy ze względu na kontuzję, po której zostanie zniesiona na rękach z boiska? Czy wyśmienita, filigranowa Emma Friis zapomni, że pod koniec pierwszej połowy nie wykorzystała rzutu karnego, a jej dobitka odbiła się od słupka? Czy dwie norweskie wieże, mierzące łącznie blisko 4 metry, panie Breistol i Bakkerud nie będą już przeżywać swego bezbarwnego występu i zerowej skuteczności w ataku?
Napiszmy to krócej. Skandynawskie derby trzymały w napięciu od pierwszej do ostatniej sekundy. I to dosłownie, bo właśnie wtedy, gdy niektórzy układali sobie w głowach scenariusz konkursu karnych, Henny Reistad wzbiła się w przestworza i rzutem w okienko zapewniła Norweżkom wygraną. Była 69 minuta i 59 sekunda. To nie pomyłka, potrzebna była bowiem dogrywka, dodatkowo przedłużona przez awarię tablicy świetlnej. Tak jak w doskonałym filmie stosuje się technikę suspensu, tak i tu w Boxen musiało nastąpić nagłe, niespodziewane wstrzymanie akcji. Co z tego, że Dunki prowadziły od pierwszej do 58.minuty, jeśli znów przegrały z odwiecznymi rywalkami? W drugim półfinale pozostawało im trzymać kciuki za Francuzki, by niedzielny mecz o trzecie miejsce miał dodatkową wartość automatycznej kwalifikacji do paryskich igrzysk.
Trókolorowe zaczęły identycznie jak gospodynie decydującej fazy turnieju, czyli od szybkiego 5:1, po którym o czas poprosił trener Szwedek, Tomas Axner. Różnica w obu starciach była jednak taka, że podopieczne Oliviera Krumbholza poszły za ciosem i jeszcze przed upływem pierwszego kwadransa miały aż 8 oczek przewagi, a Skandynawkom niewiele pomogła nawet druga przerwa na żądanie. Znakomicie dysponowana była bramkarka Laura Glauser, która w 2015 roku stała między słupkami Metz Handball, w ostatnim zwycięskim starciu MKS Lublin na poziomie Champions League. Francuzki, jak to one, twardo broniły, fenomenalnie poruszały się po boisku, z łatwością znajdując sobie wolne przestrzenie. Szwedki warto pochwalić tylko za szybkie zmniejszenie potężnych strat tuż po zmianie stron, jednak było to chwilowe przebudzenie. Jeśli w pierwszym półfinale mieliśmy burzę, tornado, a wręcz trzęsienie ziemi, w drugim potrzebny był nam wszystkim oddech i uspokojenie. Znowu w finale Norwegia kontra Francja? To już robi się nudne – mówią jedni. Nie, moi drodzy, to jest wciąż ekscytujące i trzymające w napięciu.
Dania – Norwegia 28:29 (25:25) (14:9)
Dania: Reindhardt (38%), Toft (13%) - Jorgensen 7 (64%), A.M. Hansen 5 (83%), Burgaard 4 (80%), Heindahl 4 (100%), Hojlund 3 (38%), Friis 3 (50%), R. Iversen 1 (50%), S.Iversen (0/1), Petersen (0/1), Ostergaard, Scaglione. Trener: Jesper Jensen
Norwegia: Lunde (8%), Sijle Solberg (38%) - Reistad 15 (88%), Oftedal 5 (56%), Mork 3 (60%), Herrem 2 (40%), Aardahl 1 (100%), Skogrand 1 (25%), Solberg-Isaksen 1 (50%), Deila 1 (100%), Bakkerud (0/3), Breistol (0/2), Ingstad (0/1), Brattset, Hovden. Trener: Thorir Hergeirsson
Sędziowali: Amar Konjicanin, Dino Konjicanin (Bośnia i Herzegowina)
Kary: Dania – 10 minut, Norwegia – 8 minut
Karne: Dania 5/6, Norwegia 7/9
Szwecja – Francja 28:37 (11:19)
Szwecja: Bundsen (29%), Eriksson (11%) – Hagman 5 (56%), Blohm 4 (100%), Carlson 4 (57%), Roberts 3 (38%), Thorleifsdottir 3 (43%), Axner 2 (33%), Hansson 2 (67%) Koppang 1 (50%), Mallegard 1 (50%), Lindqvist 1 (50%), Lundstrom 1 (50%), Stromberg 1 (50%), Lagerquist. Trener: Tomas Axner
Francja: Glauser (36%), Sako (42%) – Horacek 9 (90%), Foppa 5 (71%), Nze Minko 4 (80%), Valentini 4 (80%), Toublanc 3 (50%), Flippes 3 (100%), Grandveau 3 (100%), Kanor 2 (50%), C. Lassource 1 (33%), Granier 1 (50%), Zaadi 1 (50%), Bouktit 1 (33%), D. Lassource (0/1), Nocandy. Trener: Olivier Krumbholz
Sędziowały: Tanja Kuttler i Maike Merz (Niemcy)
Kary: Szwecja – 10 minut, Francja – 4 minuty
Karne: Szwecja – 4/5, Francja – 3/4
W meczach o miejsca 5-8 Niemki pokonały 32:26 Czeszki, a Czarnogóra uległa 25:28 Holandii.
W niedzielę ostatnie cztery spotkania turnieju, w tym wielki finał Francja – Norwegia zaplanowany na godzinę 19.00.