Za nami pierwsze kluczowe rozstrzygnięcia w trwających od 30 listopada zawodach. Do półfinałów awansowały reprezentacje Francji, Norwegii, Szwecji i Danii. Już w piątek, 15 grudnia dojdzie do skandynawskiej potyczki Dania – Norwegia, na którą ponoć nie ma już dostępnych biletów.
Skład ćwierćfinalistów był pewnym zaskoczeniem, z racji na niespodziewany sukces kadry Czech, dowodzonej przez norweski duet Bent Dahl – Geir Oustorp.
Ten drugi prowadził Byasen Trondheim w często wspominanym w Lublinie „walentynkowym” starciu z 2009, gdy w hali Globus zabrakło miejsc dla wszystkich chętnych. W zespole naszych sąsiadek występuje zresztą obecna piłkarka MKS FunFloor, Sara Kovarova, ale największą gwiazdą jest zdecydowanie Marketa Jerabkova, z którą związana jest zabawna anegdota z meczu we Frederikshavn. Skandynawscy spikerzy uczeni są starannej wymowy nazwisk wszystkich zawodniczek, ale zdarza im się błędny zapis fonetyczny.
Charakterystyczną w języku czeskim literę ř czyta się jak polskie ż, mówić należy zatem „Kovażova”, przez analogię „Jeżabkova”. Jeden ze spikerów musiał źle zapamiętać regułę, bo choć wyraźnie wymawiał „ż”, przez całe zawody podawał nazwisko jednej z najlepszych szczypiornistek globu w wersji „Żerabkova”. Gwoli sprawiedliwości warto dodać, że bardzo niechlujni w kwestii wymowy są polscy komentatorzy Viaplay, co szczególnie „rzuca się w uszy”, gdy kibice chóralnie skandują nazwisko duńskiej czy norweskiej piłkarki.
Czeszki, mimo dobrej gry przed zmianą stron, przegrały zdecydowanie z Francją 22:33 i pozostanie im walka o lokaty 5-8. W drugiej wtorkowej rywalizacji w Trondheim Norweżki, po nierównym meczu, pokonały Holenderki 30:23. Największym zaskoczeniem była fatalna postawa Niemek w meczu ze Szwecją. Mówimy o środowej potyczce w Herning, którą oglądałem z trybuny prasowej hali Boxen. Nasze zachodnie sąsiadki przegrywały 0:7, na pierwsze trafienie czekały kwadrans, a do szatni zeszły przy stanie 6:16.
– To zawstydzające – grzmiał znajomy niemiecki dziennikarz, podkreślając brak odwagi trenera Markusa Gaugischa w kwestii posadzenie na ławce fatalnie dysponowanej Emily Bölk. Ostatecznie skończyło się przegraną „raptem” siedmioma oczkami, ale tak nierównej walki spodziewaliśmy się raczej w ostatnim starciu 1/4, czyli meczu Danii z Czarnogórą. Tymczasem podopieczne Bojany Popović, pozbawione swej słynnej bombardierki Jauković, spisywały się nad wyraz dzielnie. Jeszcze w w 27 minucie był remis 9:9, słaby epizod zaliczyła przed przerwą była zawodniczka MKS, Djurdjina Malović, a na odpoczynek obie ekipy udały się przy prowadzeniu Dunek 13:10. W drugiej odsłonie gospodynie wprawdzie zdołały zbudować siedem goli przewagi, jednak gdy prawoskrzydłowa Nina Bulatović zmniejszyła straty do dwóch oczek, a do końcowej syreny brakowało ośmiu minut, 11 tysięcy kibiców mogło mieć obawy. Skończyło się dobrze dla współgospodyń turnieju, które czeka prestiżowe starcie z Norwegią. W drugim półfinale Szwecja podejmie Francję.
Jeśli do finału awansują stawiane w roli faworytek Norweżki i Francuzki, potyczka o trzecie miejsce będzie warta nie tylko brązowego medalu, ale bezpośredniego awansu do paryskich igrzysk. W piątek i niedzielę o miejsca 5-8 rywalizować będą także ekipy Czech, Holandii, Czarnogóry i Niemek, czyli przegrani fazy 1/4. Przed nami jeszcze 8 starć, by 17 grudnia przed godziną 21.00 poznać mistrza świata. – Wygra Norwegia – zapewnia była kapitan tej reprezentacji, a dziś ekspertka telewizyjna Karoline Dyhre Breivang.