Rozmowa z Piotrem Masłowskim, rozgrywającym Azotów Puławy.
- W ostatnim meczu z Orlen Wisłą Płock doznał pan groźnie wyglądającego urazu. Jak obecnie wygląda pański stan zdrowia?
– Najbardziej obawiałem się połamania żeber. Starcie z rozgrywającym Jose Guilherme de Toledo do przyjemnych nie należy. Oazało się, że wszystko zakończyło się na mocnym stłuczeniu. Od poniedziałku wracam do treningów z zespołem.
- Zatem pański występ w dwóch ostatnich meczach w tym roku, w Mielcu przeciwko Stali i w Puławach przeciwko Zagłębiu nie jest zagrożony?
– Jestem chętny i żądny gry. Chcę pomóc drużynie w walce o kolejne ligowe punkty.
- Ważne jest też dla pana to, to że już od 14 grudnia zaczynacie przygotowania z reprezentacją Polski do mistrzostw Europy, które w styczniu odbędą się w naszym kraju…
– Dlatego najważniejsze jest zdrowie moje i każdego z kolegów. Przed nami najważniejsze wydarzenie w historii polskiej piłki ręcznej. Będziemy gospodarzem jednej z dwóch wielkich imprez. I każdy z nas chce się do niej jak najlepiej przygotować.
- Po 14 kolejkach Azoty Puławy mają na koncie 22 punkty i zajmują trzecie miejsce. Przegraliście tylko trzy mecze: z Vive Tauron Kielce i dwukrotnie z Orlen Wisłą Płock. Realizujecie nakreślony przed sezonem plan?
– Co było do wygrania, zostało wygrane. Jest lekki niedosyt po pierwszym meczu w Płocku z Orlenem. Mogliśmy pokusić się o niespodziankę. Było o nią znacznie łatwiej niż w ostatnim meczu z Płockiem u nas. Nie mieliśmy pomysłu na grę, zagrożenie przeciwnikowi rzutem.
- Po dwumeczu z Pfadi Winmterthur w trzeciej rundzie Pucharu EHF pozostał duży niedosyt?
– Sprawiliśmy sobie i kibicom spory zawód. Przed debiutem w tych rozgrywkach stawialiśmy sobie konkretny cel – awans do fazy grupowej. Nasze oczekiwania zostały jeszcze bardziej rozbudzone po losowaniu. Zespół ze Szwajcarii wydawał się być jak najbardziej w zasięgu. Tymczasem, nie wykorzystaliśmy szansy na zwycięstwo w pierwszym meczu w Szwajcarii. Nie potrafiliśmy „dobić” przeciwnika, kiedy prowadziliśmy w pierwszej połowie 10:5, a w drugiej 20:17. Gdybyśmy wygrali, rewanż byłby formalnością. Choć cztery bramki straty w piłce ręcznej są do odrobienia to nie udało się.
- W dwóch spotkaniach ze Szwajcarami trafił wam się spadek formy?
– Na pewno nie graliśmy tak, jak na początku rozgrywek. Od czasu ostatniej przerwy na reprezentację, czyli na przełomie października i listopada, nie możemy wrócić do swojej gry.
- Niektórzy zaczynają mówić o poważnym kryzysie?
– Żadna drużyna nie jest w stanie grać na najwyższym poziomie od września do maja. Zdarzają się słabsze okresy, spadki formy. Nam właśnie to w tym okresie się przytrafiło. Klasa zespołu objawia się tym, jak szybko potrafi szybko wyjść na prostą.
- Niektórzy mówią już o konieczności zwolnienia trenera?
– To najprościej. Nie postępujmy zbyt pochopnie. Nie zapominajmy, że brązowy, historyczny medal zdobyliśmy właśnie pod okiem Ryszarda Skutnika. Razem z trenerem znajdziemy wyjście z dołka.
- W słabszej formie nie będzie wam łatwo wygrać ze Stalą i Zagłębiem?
– Oba zespoły nie zamierzają oddać punktów bez walki. Stal zawsze była groźna. Z kolei Zagłębie, co najmniej od pięciu lat, a więc czasu, kiedy jestem w Azotach, zawsze stawia nam wysokie wymagania. Widać, że jego forma idzie w górę, w przeciwieństwie do naszej. Mimo to chcemy wygrać oba spotkania. Komplet punktów już na 90 procent pozwoli utrzymać trzecie miejsce przed fazą play-off.
Rozmawiał Jarosław Czępiński