Reprezentacja Polski w piłce ręcznej po prawdziwym thrillerze pokonała Serbię 22:21, zachowując tym samym szanse na awans do ósemki najlepszych. MVP spotkania została Karolina Kochaniak-Sala.
To był mecz praktycznie ostatniej szansy dla obu stron, ale to Polki miały realniejsze szanse na ćwierćfinał. Serbki po przegranych z Danią i Rumunią przystępowały do fazy głównej mundialu z zerowym dorobkiem punktowym. Obaj trenerzy zdecydowali się na drobne zmiany w protokole. Aleksandrą Zimny zastąpiła Paulina Masna z MKS FunFloor Lublin, w ekipie nominalnych gospodyń pojawiła się trzecia bramkarka Marija Simić, która niedawno rywalizowała w hali Globus w barwach ŻORK Jagodina.
Polki fatalnie rozpoczęły mecz, przegrywając 0:2 już po 100 sekundach rywalizacji i grając bez wykluczonej Marleny Urbańskiej. Nie minęło 5 minut, gdy o czas poprosił Arne Senstad. Serbki prowadziły już bowiem różnicą czterech trafień. Reprymenda poskutkowała i choć na pierwszą udaną akcję czekaliśmy bardzo długo, w końcu Mariola Wiertelak wykończyła kontrę naszego zespołu. Niedługo potem przechwyt zanotowała Magda Balsam, a Monika Kobylińska zmniejszyła straty do stanu 2:4. Szybko udało się zanotować gola kontaktowego, tym bardziej szkoda, że grając w przewadze, Biało-Czerwone zmarnowały rzut karny i czystą okazję z prawego skrzydła. Rywalki znów odskoczyły na kilka bramek, mając liderkę w osobie doświadczonej Sanji Radosavljević. Polki grały falami, mogły też doprowadzić do dość komicznej sytuacji, gdyby nie Monika Marzec, która powstrzymała ukaraną Balsam przed wejściem na boisko. Ambitna skrzydłowa chciała egzekwować rzut karny, zapominając o tym, że odbywa karę wykluczenia. Słabo prezentowały się w tej fazie meczu rezerwowe lewoskrzydłowe, najpierw Daria Michalak nie pokonała Mariji Čolić w sytuacji sam na sam, potem Dagmara Nocuń nie złapała pomysłowego podania od Karoliny Kochaniak-Sali. W obronie nie było znacznie lepiej, skoro znów potrafiliśmy stracić bramkę przy grze w przewadze. Jeśli kogoś pochwalić za pierwszą odsłonę, na komplementy zasłużyła środkowa Zagłębia, autorka czterech goli przy stuprocentowej skuteczności.
Pierwsza bramka po zmianie stron padła dopiero w 35 minucie, gdy zdecydowanie mocniejsza postawa w obronie przyniosła kontrę i kolejne trafienie Kochaniak-Sali. Następnych trzech akcji w ataku naszego zespołu lepiej nie wspominać, okazji do wyrównania było jednak multum. Bo jeśli Serbki do 41' ani razu nie potrafiły pokonać Barbary Zimy, łatwo policzyć, jak zmieniłby się wynik przy lepszej dyspozycji polskich rzucających. Po drugim czasie na żądanie Senstada, Magda Balsam zaliczyła bramkę kontaktową na 13:14. Jeszcze przed upływem trzeciego kwadransa Biało-Czerwone wyrównały. Był to pierwszy remis w tym wyrównanym i słabym meczu. W 48' szósta bramka Kochaniak-Sali dała nam upragnione prowadzenie. Ważne, że lepiej zaczęła wyglądać współpraca z kolem, co dawało nadzieję na końcowy sukces. W 57' po raz pierwszy Polki wyszły na +2, gdy Nocuń rzutem przy bliższym słupku trafiła na 22:20. W ostatniej minucie wspaniała gra blokiem nie pozwoliła Serbkom na wyrównanie. Na 22 sekundy przed syreną o przerwę poprosił Arne Senstad. ale nie trzeba było nawet oddawać rzutu, by cieszyć się z ciężko wywalczonej wygranej.
W sobotę Polki zagrają z Dunkami, a w poniedziałek z reprezentacją Rumunii.
Powiedzieli po meczu:
Arne Senstad: Nie jestem zadowolony z tego meczu, jedynie z naszej postawy w obronie po zmianie stron. Mamy grać jako zespół, muszę też dostawać mocniejsze sygnały ze strony rezerwowych, że są gotowe do gry na wysokim poziomie. Dziś tych zmian w drugiej linii było niewiele. Na początku meczu graliśmy zbyt miękko, chcieliśmy inaczej wejść w spotkanie i nie gonić wyniku. W drugiej połowie poprawiliśmy kilka elementów, ale mimo tworzonych sytuacji długo brakowało nam skuteczności. Ważne, że mamy zwycięstwo, ale następni rywale będą znacznie mocniejsi i musimy dać z siebie maksimum.
Sylwia Matuszczyk: Szło nam jak po grudzie, nie mogliśmy znaleźć idealnego ustawienia, ale summa summarum to my mamy dwa punkty. W obronie wychodziłyśmy za wysoko, otwieraliśmy przestrzenie, gdy tego zagrożenia rzutowego nie było. Po przerwie zacieśniłyśmy szyki, stanęłyśmy płasko, była też lepsza komunikacja. Zaczęłam nawet żartować, że może za dużo naoglądałyśmy się męskiej kadry i chcemy kopiować tę formułę „na luzie jedną”, lecz czy jednym czy dziesięcioma golami, wygrana jest wygraną i musi cieszyć. Mam nadzieję, że do soboty zdołamy się zregenerować, bo na pewno rozgrywające są mocno poobijane po tym meczu, ale mogę obiecać, że z Dunkami będziemy gryzły parkiet.
Serbia – Polska 21:22 (13:10)
Serbia: Čolić (21% obron) – Radosavlejvić 6 (100%) Vukajlović (0/2), Laništanin 5 (100%), Janjušević 3 (75%), Jovović (0/2), Stamenić, Lovrić (0/1), Bojičić 3 (75%), Radević, Lazić 4 (40%), Milojević. Trener: Uroš Bregar.
Polska: Płaczek (0/8), Zima (28%) – Galińska 1 (100%), Kobylińska 4 (100%), Balsam 4 (80%), Wiertelak 1 (100%), Matuszczyk 2 (67%), Górna 1 (100%), Tomczyk, Rosiak 1 (25%), Urbańska, Michalak (0/1), Kochaniak-Sala 6 (75%), Uścinowicz, Nocuń 2 (100%). Trener: Arne Senstad
Sędziowali: Youcef Belkhiri i Sidali Hamidi (Algieria)
Kary: Serbia – 10 minut, Polska – 6 minut
Karne: Serbia 5/5, Polska 3/4