Hala Globus okazała się szczęśliwa dla koszykarzy reprezentacji Polski. Biało-Czerwoni pokonali w czwartek Izrael 90:85. Dzięki temu przedłużyli swoje szanse na awans do mistrzostw świata
Już przed rozpoczęciem spotkania było wiadomo, że tylko wygrana pozwoli naszej kadrze zachować szanse na awans do mistrzostw świata. Stało się tak, ponieważ kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem w Lublinie zakończyła się rywalizacja w Tallinie, gdzie Niemcy wysoko pokonały Estonię.
Gra toczyła się więc o wysoką stawkę. Wysoka była też temperatura w hali, a niektórzy kibice zaczęli żartować nawet, że gramy w narodowej saunie. Ponad dwa tysiące ludzi na trybunach, wysoka wilgotność powietrza oraz kilkudniowe upały sprawiły, że już po kilku minutach kibice byli równie mokrzy jak walczący na parkiecie zawodnicy.
Na boisku też było gorąco, ale na szczęście była to wina przede wszystkim emocji. Igor Milicić wystawił galową pierwszą piątkę, w której pojawili się wracający po przerwie do kadry Mateusz Ponitka i A.J. Slaughter. Jeżeli ktoś zastanawiał się nad ich wpływem na zespół, to po kilku pierwszych akcjach mógł już przestać się głowić. Mecz z Izraelem pokazał, że są to bezapelacyjnie najważniejsze postaci w naszej reprezentacji, a ich obecność na parkiecie sprawia, że inni gracze mają zdecydowanie więcej miejsca do zaprezentowania swoich umiejętności.
W pierwszej kwarcie korzystał z tego przede wszystkim Jakub Garbacz, który zakończył tę odsłonę dwiema celnymi „trójkami”. Izrael w tym fragmencie wyglądał dramatycznie słabo. Ekipa Guya Goodesa miała olbrzymie problemy z ofensywą, a symbolem bezradności stało się wyprowadzenie piłki z autu, po którym piłka trafiła ... w obręcz kosza.
Dobra postawa Biało-Czerwonych sprawiła, że na tapetę wróciła kwestia odrobienia strat z pierwszego spotkania. Było to niezwykle istotne w kontekście walki o awans do kolejnej rundy eliminacji mistrzostw świata. Przypomnijmy, że Polacy w Tel Avivie przegrali 61:69. Kilkukrotnie podopiecznym Igora Milicicia udało się wkroczyć do koszykarskiego nieba i prowadzić w wymaganych rozmiarach. Izraelczycy na dobre wyciągnęli ich z niebios w drugiej połowie.
Najpierw w trzeciej kwarcie gospodarze grali zbyt mało agresywnie, czym pozwolili rywalom na złapanie własnego rytmu. W czwartej odsłonie tej agresji było już za dużo, co przynosiło przeciwnikom niepotrzebne rzuty osobiste. W efekcie na niespełna dwie minuty przed końcem Biało-Czerwoni przegrywali 72:78. Nawet taką stratę udało im się odrobić, a punkty na wagę dogrywki zdobył dwie sekundy przed końcową syreną Jarosław Zyskowski. W dodatkowym czasie gry naszym zawodnikom sprzyjało szczęście. W kluczowym momencie dwa rzuty osobiste przestrzelił Guy Pnini. Trzeba też podkreślić, że po raz kolejny Polakom skórę w tym meczu uratował Slaughter, który wyprowadził w końcówce swoich kolegów na prowadzenie, którego nie oddali już do końca meczu.
Polska – Izrael 90:85 (18:12, 24:24, 15:19, 21:23, d. 12:7)
Polska: Ponitka 23 (3x3), Slaughter 16 (4x3), Balcerowski 8, Sokołowski 7 (1x3), Gielo 5 (1x3) oraz Zyskowski 15 (2x3), Garbacz 9 (3x3), M. Kolenda 4 (1x3), Olejniczak 3, Schenk 0.
Izrael: Menco 15 (3x3), Blatt 10 (3x3), Sorkin 9, Ginat 5 (1x3), Timor 0 oraz Madar 14, Levi 10 (2x3), Zoosman 10 (2x3), Pnini 6 (2x3), Di Bartolomeo 5 (1x3), Zalmanson 1.
Sędziowali: Lanzarini (Włochy), Matejek (Czechy), Kounellses (Cypr). Widzów: 2063.