Drugą wygrana na światowym czempionacie we Włoszech i w Bułgarii zanotowali reprezentanci Polski. Tym razem bez żadnych problemów rozbili Portorykańczyków w trzech setach.
Ważne było, aby biało-czerwoni weszli w to spotkanie tak dobrze, jak zrobili to dzień wcześniej. Nie udało im się jednak odskoczyć Portorykańczykom zbyt szybko. Trener Vital Heynen emocjonował się każdą pojedynczą akcją. Jego zawodnicy mieli przewagę, musieli ją tylko udokumentować na tablicy wyników. Na pierwszej przerwie technicznej Polacy prowadzili 8:5 po asie serwisowym Aleksandra Śliwki. Portoryko miało spore problemy, żeby przebić się przez polski blok. Ich strata była coraz większa również przez to, że nie potrafili sobie poradzić z lekką, precyzyjną zagrywką. Właśnie w taki sposób punktował Grzegorz Łomacz i dał swojemu zespołowi prowadzenie 16:8. Po niemrawym początku w grze Polaków pojawił się luz, a sami zawodnicy wygrali 25:14.
Po powrocie na parkiet obrońcy mistrzowskiego trofeum ciągle byli na fali. Zdarzało im się oddawać darmowe punkty rywalom, ale cały czas byli na prowadzeniu. Na pewno mogło cieszyć to, że nie zawodzili w ataku i nie mieli przestojów w grze. Przed pierwszą przerwą techniczną wygrywali 8:6. Biało-czerwoni realizowali swoją taktykę – grali zróżnicowaną siatkówkę, atakując głównie przez środek i tłamsili zagrania Portorykańczyków. Ci zmagali się też sami ze sobą, bo do słabego przyjęcia doszło jeszcze niedokładne rozegranie, co całkowicie utrudniało im grę. Na drugiej przerwie technicznej Polacy prowadzili już 16:7. Bardzo dobre zawody rozgrywał Mateusz Bieniek, który był zaporą nie do przejścia dla siatkarzy z Portoryko. Biało-czerwoni wygrali także i te partię, tym razem 25:12.
W pojedynku z Kubą w trzecim secie Polaków zawiodła koncentracja. Teraz ustrzegli się tego błędu, pomimo chwilowych kłopotów w pierwszych minutach. Nie stracili skuteczności z poprzednich partii, co tylko potwierdzało prowadzenie 8:5 na pierwszej przerwie technicznej. Portorykańczycy ciągle nie mogli sobie poradzić w tych elementach siatkarskiego rzemiosła, które prześladowały ich także w poprzednich setach. Ich strata do Polaków rosła w błyskawicznym tempie. Obrazowa dla całego meczu była zagrywka Jakuba Kochanowskiego, która osiągnęła prędkość 120 km/h i trafiła jednego z rywali w twarz. Gracze z Ameryki Środkowej nie mieli jakichkolwiek argumentów, żeby postawić się biało-czerwonym. Ci z kolei postawili kropkę nad „i” – wygrali trzeciego seta 25:15.