Początek spotkania w piątek, o godzinie 17.30. Transmisja w Polsacie Sport
Mało kto widział świdniczan w pierwszej czwórce tabeli. Tymczasem żółto-niebiescy sprawili sobie i kibicom miłą niespodziankę eliminując w ćwierćfinale Chemeko-System Gwardię Wrocław, a w pierwszym spotkaniu półfinałowym zwyciężając faworyta MKS Będzin 3:2. Poniedziałkowy rewanż, rozegrany w Świdniku, 3:1 wygrali przeciwnicy i rywalizacja przenosi się do Będzina. Zwycięzca trzeciego mecz awansuje do półfinału, w którym czeka już BBTS Bielsko-Biała.
Mecz w Świdniku pokazał, że w siatkówkę gra się zespołowo. Pierwszego seta wygrali siatkarze MKS, drugiego gospodarze. – Kluczowa była trzecia partia, w której różnicę w zagrywce zrobił w ekipie z Będzina Mateusz Kańczok. Również w czwartym secie były ważne fragmenty, które zaważyły na naszej przegranej – mówi trener Polskiego Cukru Avii Witold Chwastyniak.
Oprócz umiejętności czysto sportowych niezwykle ważna była kwestia psychiki. – Po naszej wygranej w Będzinie niektórzy w Świdniku, media, kibice zaczęli pompować balonik. Siatkarze naczytali się o tym i ciężko było z koncentracją. Swoje zrobiły też kamery telewizyjne. Nie trudno było je zauważyć. Gramy w szkolnej hali gimnastycznej, w której kamery, z konieczności, były ustawione bardzo blisko boiska. Z pewnością nie pomagało to zawodnikom – analizuje świdnicki szkoleniowiec.
W spotkaniu w Będzinie, w dalszym ciągu, faworytem będą gospodarze. W ubiegłym sezonie MKS występował jeszcze na boiskach PlusLigi. Po spadku w klubie postawiono cel – jak najszybszy powrót do elity. Będzinianie, prowadzeni przez Wojciecha Serafina, wzmocnili skład. Na rozegraniu występuje Bułgar Svetoslav Stankov, z kolei na przyjęciu Kanadyjczyk Brandon Koppers. Obaj mieli duży wkład w końcowy triumf na boisku w Świdniku.
Żółto-niebiescy nie mają nic do stracenia. – My już swoje ugraliśmy, mamy co najmniej czwarte miejsce. To o dwie lokaty lepsza pozycja niż przed rokiem, kiedy byliśmy beniaminkiem w I lidze. Nikt nie stawiał na nas w pierwszym spotkaniu w Będzinie, a wygraliśmy. Przed nami decydujący mecz. Choć gospodarzem są rywale, to niekoniecznie własne boisko jest w tej rywalizacji atutem. Nadal nie mamy nic do stracenia. Zagramy w nowej hali, wybudowanej specjalnie do rywalizacji w siatkówkę. Tam kamery telewizyjne nie rozpraszają, o czym przekonaliśmy się już w pierwszym spotkaniu. Sprawa awansu jest otwarta. Będziemy walczyć – zapowiada Chwastyniak.