W spotkaniu rozpoczynającym 20. kolejkę LUK Lublin, w obecności ponad 3,5 tysiąca widzów, przegrał w hali Globus z PGE Skrą Bełchatów 0:3. Tym samym przyjezdni zrewanżowali się za przegraną u siebie w pierwszej rundzie
Goście przyjechali do Lublina już jako półfinalista Pucharu CEV. W minionym tygodniu wygrali rywalizację z rumuńskim CSM Arcada Galati. W pierwszym meczu w Bełchatowie wygrali 3:2, w rewanżu w Rumunii również zwyciężyli, ale już bardziej przekonująco 3:1. Ich rywalem w półfinale będzie Tours VB z Francji. Pierwsze spotkanie zaplanowano na 24 lutego w Bełchatowie, rewanż 2 marca, na wyjeździe.
Od początku widać było, że czwarta ekipa poprzedniego sezonu zamierza szybko i w efektowny sposób zrewanżować się beniaminkowi za sensacyjną porażkę 2:3 trzy miesiące temu na swoim parkiecie. Kluczem do sukcesu miała być zagrywka. Od asa serwisowego rozpoczął reprezentant Polski Mateusz Bieniek. W ten element włączyli się Serb Aleksandar Atanasijević i Holender Dick Kooy. Najbardziej utytułowana polska drużyna XXI wieku prowadziła 1:0, 4:1. Bardzo szybko szkoleniowiec lublinian Dariusz Daszkiewicz zmuszony został do wykorzystania pierwszej w grze. Niesyty, gospodarze nie mogli znaleźć recepty na zagrywkę Skry, niewiele blokowali, nie najlepiej też kończyli ataki. Efektem było powiększające się prowadzenie rywali: 15:10, 19:12. Partia otwarcia zakończyła się zwycięstwem przyjezdnych 25:17.
Niewiele lepiej wyglądała druga odsłona. W dalszym ciągu drużyną dominująca byli podopieczni Slobodana Kovaca. Goście nie zwalniali ręki w zagrywce, gubili lubelski blok w ataku, podbijali piłki w obronie, skutecznie blokowali. Przy prowadzeniu przyjezdnych 5:1 o pierwszą przerwę w grze poprosił trener Daszkiewicz. Po ataku Mateusza Bieńka ze środka lublinianie przegrywali 7:11. Po kolejnej skutecznej akcji gości zakończonej atakiem Roberta Tahta opiekun beniaminka wykorzystał drugi czas. Z każdą kolejną piłką, rozpędzająca się niczym lokomotywa PGE Skra, miażdżyła lublinian. Set zakończył się wygraną przyjezdnych 25:19.
Kibice w hali Globus mieli jeszcze nadzieję na przemianę gospodarzy. Taki scenariusz pojawił się w pierwszym spotkaniu w Bełchatowie, gdzie lublinianie podnieśli się po dwóch przegranych partiach i zwyciężyli w trzech kolejnych. Niestety, w rewanżu mecz miał zupełnie odmienny przebieg. Jedynie na początku tej odsłony beniaminek objął pierwsze tego dnia prowadzenie (2:1). Przyjezdni jednak szybko odrobili straty i poszli za ciosem. W dalszym ciągu dobrze funkcjonowali w zagrywce, grali na luzie. Swoje w polu serwisowym i ataku robili Kooy i Atanasijević. Nie do zatrzymania na środku byli Kłos i Bieniek. W pewnym momencie trener Kovac „odkurzył” Roberta Milczarka, który w protokole meczowym figurował na pozycji libero, a przypomniał sobie jak się atakuje (14:20). Skra, mimo że wystąpiła bez podstawowego przyjmującego, reprezentanta Iranu Milada Ebadipoura, nie miała najmniejszych problemów z odniesieniem przekonującego zwycięstwa w trzech setach rewanżując się za przegraną u siebie 2:3. MVP wybrany został Dick Kooy. Przegrana ze Skrą była dla lublinian drugą z rzędu. W poprzedniej serii, także 0:3, ulegli na wyjeździe Indykpolowi AZS Olsztyn.
LUK Lublin – PGE Skra Bełchatów 0:3 (17:25, 19:25, 18:25)
LUK: Pająk, Wachnik, Włodarczyk, Nowakowski, Stajer, Filipiak, Watten (libero) oraz Gregorowicz (libero), Romać, Jóźwik.
PGE Skra: Łomacz, Kooy, Bieniek, Atansijević, Taht, Kłos, Piechocki (libero) oraz Schulz, Sawicki, Milczarek.
MVP: Dick Kooy (PGE Skra Bełchatów).