W sztabie szkoleniowym Górnika Sławomir Nazaruk (pierwszy z lewej) dotychczas stał w drugim szeregu. Teraz odpowiada za cały zespół
Przed meczem z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza bez zmian. Na ławce Górnika Łęczna zasiądzie Sławomir Nazaruk
Choć nie jest wychowankiem Górnika, w Łęcznej wszyscy traktują go jak swojego. Trafił tu w wieku 18 lat z Victorii Parczew, szybko zdobywając uznanie trybun dynamicznymi rajdami na skrzydłach. W dorosłej karierze tylko cztery sezony spędził w innych klubach. Występował w Śląsku Wrocław, Wiśle Płock i Widzewie Łódź, wszędzie mając miejsce w składzie. Ale gdy Górnik awansował do Ekstraklasy, wrócił do Łęcznej, gdzie pozostał aż do dziś, po zakończeniu kariery dołączając do sztabu szkoleniowego. Dziś Sławomir Nazaruk ma swoje pięć minut, prowadząc zielono-czarnych jako tymczasowy szkoleniowiec w zastępstwie zwolnionego przed tygodniem Andrzeja Rybarskiego.
– O tym, że mogę poprowadzić drużynę dowiedziałem się przed sezonem, kiedy do podręcznika licencyjnego było zgłaszane, że w razie jakiejś sytuacji awaryjnej jestem tym, który może poprowadzić drużynę – wyjaśnił dotychczasowy asystent trenera i kierownik zespołu w jednej osobie na konferencji prasowej, po zremisowanym 1:1 meczu z Cracovią.
Spotkanie przy Kałuży było jego debiutem w roli pierwszego szkoleniowca seniorów. Udanym, bo udało się przełamać passę czterech kolejnych porażek.
– Przyjechaliśmy do Krakowa w trudnym momencie. Na pewno nie było łatwo przekonać drużynę, że są w stanie walczyć na wyjeździe o punkty. Trudno było oczekiwać z naszej strony pięknej gry, bo sytuacja determinowała to, że każdy punkt jest dla nas bardzo ważny. Na pewno mieliśmy sporo szczęścia. Cracovia stworzyła sobie więcej sytuacji pod naszą bramką, więc cieszymy się z tego remisu i podziału punktów – przyznał Nazaruk, który przedstawił swój autorski pomysł na zespół, dokonując kilku zmian w składzie.
Na ławce usiedli m.in. Gerson i Bartosz Śpiączka, choć u Rybarskiego obaj byli pewniakami. Dziś można spodziewać się kolejnych roszad. Jednym z tych, który czeka na swoją szansę jest Adam Dźwigała.
– Przychodziłem do Górnika, żeby pomóc drużynie i samemu złapać doświadczenie, rozwijać się poprzez grę. Póki co to nie wychodzi, ale staram się dalej robić swoje i ciężką pracą na treningach udowadniać na to, że zasługuję na miejsce w składzie. Tak robiłem dotychczas i tak będę robił nadal – deklaruje młody pomocnik, przyznając jednocześnie, że kiepskie wyniki odbiły się nieco na atmosferze w szatni.
– Na pewno jest to wyczuwalne. Jak człowiek przychodzi do klubu to myśli o tym, że wciąż przegrywa. Jest mniej żartów, dowcipkowania, a większe skupienie i koncentracja. W momencie, gdy zaczyna się trening, wszyscy zapominają jednak o problemach, myślimy o pracy, jaką mamy do wykonania. Wciąż jesteśmy zespołem i udowodnimy to w tych meczach, które nam zostały. W sobotę zagramy o zwycięstwo – zapewnia Dźwigała.