Około 1500 zawodników z całego świata odwiedziło od piątku do niedzieli Lublin w związku z trwającymi w hali Globus mistrzostwami świata w karate tradycyjnym, a także powiązanym z tym czempionatem Pucharem Świata dzieci.
– W historii lubelskiego karate jeszcze nie robiliśmy tak dużej i tak prestiżowej imprezy. Oczywiście, czasy dla takich wydarzeń są trudne, ale myślę, że uda nam się zorganizować wspaniałe zawody – przkonywał przed rozpoczęciem zawodów Andrzej Maciejewski, prezes Polskiego Związku Karate Tradycyjnego.
Z czystym sercem trzeba stwierdzić, że cel postawiony przez sternika polskiego karate udało się wypełnić w 100 procentach. Impreza w Lublinie była zorganizowana w sposób kapitalny, a uczestnikom niczego nie brakowało. A już sobotnia gala finałowa zorganizowana przy efektownym oświetleniu hali Globus pokazała, że karate tradycyjne może być bardzo atrakcyjne. Obserwowanie zmagań najlepszych na świecie karateków ułatwiał profesjonalny komentarz. Przeciętnemu kibicowi zasady związane z karate czy sędziowaniem pewnie jest bardzo trudno zrozumieć, ale spiker zawodów objaśniał obowiązujące zasady tak dokładnie i wyczerpująco, że oglądanie popisów zawodników było przyjemne i dość proste.
– Ta impreza jest świetna. Widać, że wszystko zostało zrobione z olbrzymią pompą. Myślę, że lubelski standard powinien być wyznacznikiem dla organizatorów mistrzostw w przyszłych latach – powiedziała Maria Wysogląd, która w Lublinie została mistrzynią świata.
Nie zawiedli również kibice, których w Lublinie było bardzo dużo. Oczywiście, najczęściej byli to ludzie związani z karate, co nie zmienia faktu, że dla samego miasta mistrzostwa świata były znakomitą promocją. Miło było obserwować, jak po trybunach hali Globus przechadzają się przedstawiciele tak wielu nacji – USA, Izraela, Rumunii czy Cypru. A finałowe pojedynki, zwłaszcza te z udziałem Ukraińców czy Polaków pozwalały poczuć się bardziej jak na meczu piłkarskim niż na zawodach karate.
– To było niesłychane. Te wielkie emocje czuć było w powietrzu. Nawet jak trafiałem delikatnie swojego rywala i wiadomo, że to nie kwalifikowało się na przyznanie punktu, to kibice klaskali, doceniali włożony trud i wywierali presję na arbitrach. To jest esencja sportu. Chciałbym zawsze walczyć w takich warunkach. W Lublinie dało się poczuć, że to co robimy jest ważne dla ludzi – powiedział o finałowej walce w kumite drużynowym Michał Sowa.
Oczywiście, dla przeciętnego kibica w takiej imprezie konkretne wyniki schodzą na dalszy plan, bo konkurencji przez te trzy dni rozegrano multum. Warto jednak podkreślić, że w wielu z nich Polacy dominowali i potwierdzili swoją przynależność do światowej czołówki. Tak było chociażby w kumite indywidualnym, gdzie w finale spotkało się dwóch Biało-Czerwonych. Wygrał Dawid Rojowski, który był jedną z największych gwiazd tej imprezy. Oprócz sukcesu indywidualnego w walkach wraz z kolegami sięgnął po złoto w rywalizacji drużynowej.
– Pojedynek w rywalizacji indywidualnej był dla mnie bardzo trudny, bo mierzyłem się z moim przyjacielem. Cieszę się, że daliśmy kibicom trochę frajdy, a wynik był niewiadomą do samego końca. Mam nadzieję, że w przyszłości karate dołączy do programu Igrzysk Olimpijskich. To byłoby pewne zwieńczenie drogi. Ja już raczej nie dostąpię zaszczytu występu w Igrzyskach, ale młodsze pokolenia miałyby wielką szansę – powiedział Dawid Rojowski.
W młodszych kategoriach wiekowych świetnie zaprezentowali się Monika Ostrowska i Mikołaj Muchowski. Przedstawiciele naszego regionu sięgnęli po kilka krążków, w tym te najważniejsze. Ostrowska wygrała drużynowo zarówno kumite, jak i kata. W tej pierwszej specjalności była również najlepsza indywidualnie. Muchowski zwyciężył w kata zarówno indywidualnie, jak i drużynowo, a także w en-bu.