Rozmowa z Dariuszem Śledziem, trenerem żużlowców Speed Car Motoru Lublin.
- Po piątkowym rewanżowym meczu półfinałowym z Ostrovią Ostrów Wlkp. wyglądał pan, jakby wrócił z długiej i męczącej podróży…
– I tak się czułem. Nerwy przeżywaliśmy do samego końca. To był bardzo ciężki dwumecz, ostrowianie mocno się postawili. Nie bez znaczenia były kłopoty, jakie przytrafiły się nam po drodze. Rewanż był dwukrotnie przekładany, w końcu jechaliśmy bez Roberta Lamberta, już w trakcie spotkania straciliśmy Daniela Jeleniewskiego. Było ciężko, ale udało nam się awansować.
- Czasu na przygotowania do pierwszego meczu finałowego nie mieliście za wiele. Już w niedzielę zmierzyliście się ze Startem Gniezno. Wygraliście 50:40 i jedziecie do pierwszej stolicy Polski z dziesięciopunktową przewagą. To wystarczająca zaliczka?
– Wynik mógł być lepszy, bo pogubiliśmy trochę punktów. Ale koniec końców to my prowadzimy i to gnieźnianie muszą odrabiać straty.
- Kibice mieli sporo obaw o występ Daniela Jeleniewskiego. Po piątkowym upadku nie było pewne, czy będzie zdolny do jazdy w meczu ze Startem…
– Na szczęście Daniel pojechał i pojechał dobrze. Ja też miałem obawy, ale zapewnił mnie, że wszystko jest w porządku. Ufam mu i się nie zawiodłem.
- Więcej spodziewaliśmy się po Robercie Lambercie. Zaskoczył pana jego słabszy występ?
– Robert nie miał najlepszego dnia, to wszystko nie układało mu się tak, jak powinno. W swoim pierwszym wyścigu zanotował upadek. Zmienił motocykl, później próbował go reanimować, w końcu przeskakiwał z maszyny na maszynę… Liczyliśmy na więcej z jego strony, ale taki jest ten sport.
- Kibiców chyba trochę zaskoczyła decyzja o braku Pawła Miesiąca w biegach nominowanych. Nie zastanawiał się pan, czy mimo słabszej zdobyczy punktowej nie dać mu szansy?
– Już po fakcie mogę się zastanawiać, ze coś można było zrobić inaczej. Ale w przekroju całego spotkania Staszek Burza prezentował się dobrze, natrzaskał punktów i był szybki na starcie. Liczyłem na jego dobre wyjście spod taśmy i na to, że dowiezie punkty w 14. biegu. Nie możemy mieć do niego pretensji, na pewno zrobił wszystko, co było w jego mocy. Wszyscy dali z siebie 110 procent. Ale taki jest sport. Przy tak dużym ciężarze spotkania zdarzają się błędy na torze. Czasami widać brak współpracy, ale to dlatego, że każdy walczy na maksa i chce zrobić swoje.
- Czy przed rewanżem rozważa pan jakieś zmiany w składzie?
– Myślę, że będziemy walczyć o awans tym samym składem.
- Jakie macie plany na najbliższe dni przed wyjazdem do Gniezna?
– Chcemy dobrze przygotować się do tego spotkania. Trochę sobie potrenujemy, niekoniecznie na naszym torze.
- Jest szansa, że na treningi przyjadą Robert Lambert i Bjarne Pedersen?
– Będziemy o tym rozmawiać, choć na ten moment nie jest to pewne.