W 2014 roku lotnisko w Świdniku chce odprawić pół miliona pasażerów. To sztuka, która nie udała się podobnym portom w kraju. – U nas będzie inaczej – zapewniają w Świdniku. Ale eksperci są sceptyczni.
Czwarty rok port chce zamknąć milionem odprawionych pasażerów. Niemniej optymistyczna jest prognoza krótkoterminowa. Zakłada, że w ciągu pierwszych dwunastu miesięcy z świdnickiego lotniska skorzysta 300 tys. podróżnych.
– Blisko 7 proc. pasażerów korzystających z Okęcia, to mieszkańcy naszego regionu – dodaje Jankowski. – To w sumie 300 tys. ludzi. Możemy przejąć większość z nich i pozyskać innych.
Przedstawiciele spółki prowadzą rozmowy z liniami lotniczymi. Zainteresowana Świdnikiem jest niemiecka Lufthansa. Port chce postawić przede wszystkim na tradycyjnych przewoźników. Nie wyklucza jednak tanich linii oraz uruchomienia połączenia do Warszawy. Pasażerowie ze Świdnika mają jednak od 2012 roku latać głównie do północnej Afryki i portów przesiadkowych w Europie. Dzięki temu, w trzecim roku działalności lotnisko powinno przynieść pierwsze zyski.
– To nierealne – ocenia Paweł Cybulak, redaktor naczelny portalu pasazer.com. – Wielkim sukcesem będzie, jeśli w pierwszych latach Świdnik obsłuży od 100 do 200 tys. pasażerów rocznie. Plany zarządu spółki i rzeczywistość to dwa różne światy. Bez przyciągnięcia tanich linii, transportu cargo i dochodów z działalności pozalotniczej, nie ma szans na szybki rozwój.
Ściągniecie przewoźników do Świdnika może być trudne i kosztowne. Bydgoszcz od 2004 roku próbuje przekroczyć barierę 300 tys. pasażerów rocznie. W ub. roku odprawiono tam nieco ponad 278 tys. podróżnych.
– Jesteśmy blisko, choć jeszcze się nie udało – przyznaje Joanna Sowińska, rzecznik portu lotniczego w Bydgoszczy. – Staramy się uruchamiać nowe połączenia. Z budżetu województwa przekazywane są też środki na promocję w liniach lotniczych.
To praktyka stosowana przez wiele regionów. Podkarpacie wydaje grube miliony, żeby utrzymać połączenia. Przez pięć lat Ryanair otrzyma od tamtejszego samorządu 24 mln zł.
– Dziś to konieczność – dodaje Cybulak. – Przewoźnicy żądają niskich opłat lotniskowych i wysokich dopłat. Albo wybierają inne miasto.
W Świdniku ma być inaczej. – Nie przewidujemy dopłat dla linii lotniczych – kwituje Jankowski. – Mamy własne pomysły, które pozwolą rozwinąć nasz port. Przekonuje, że za tymi planami stoją wyniki fachowych, niezależnych badań.
Zdaniem ekspertów, lubelscy samorządowcy muszą się jednak przygotować na poważne wydatki. Wiele lokalnych portów, nawet w większych miastach wciąż jest pod kreską. Rzeszów miał w ub. roku ok. 12 mln zł strat. Łódź zamknęła 2010 rok stratą blisko 17 mln zł.
– Mimo, że odprawiliśmy 430 tys. pasażerów – mówi Katarzyna Dobrowolska, rzecznik łódzkiego portu.
Dochodzenie do takiego poziomu zajęło w Łodzi 6 lat.