"Krysia” nadal mieszka w Świdniku. Chodzi do pracy, robi zakupy, gotuje mężowi. "Józef” już nie żyje. "Burza” jakiś czas temu przeniósł się do Bychawy i ma się dobrze. "Władysław” często chodzi do kościoła. Mieszka w jednym ze świdnickich blokowisk.
- Jeśli przyjdą do nas, to nie ujawnimy ich. Wiemy, że ludzie mogli donosić ze strachu, ale niech nam to sami powiedzą - przekonuje Tadeusz Zima, przewodniczący Stowarzyszenia Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym "Koło” w Świdniku. - My po prostu chcemy wiedzieć.
Pseudonimy pochodzą z dwóch zbiorów akt o kryptonimie "Nadajnik” i "Ustawiacz”. Zostały zanotowane w dokumentach śledczych Służby Bezpieczeństwa w latach 1981-1989. Dotyczą działalności podziemnej "Solidarności” w Świdniku. Część dokumentów ujawnił Henryk Gontarz, twórca podziemnego radia "Solidarność”.
- Przejrzeliśmy te akta. Pełno w nich było donosów od tajnych współpracowników. Niektórych rozpoznaliśmy od razu - mówi Henryk Gontarz. - Poprosiliśmy więc IPN o potwierdzenie naszych domysłów.
Po pewnym czasie IPN przysłał odpowiedź. Okazało się, że jednym z kapusiów był dobry przyjaciel i ścisły współpracownik kierownictwa "Solidarności”.
- Poczułem się zdruzgotany tą wiadomością - mówi Henryk Gontarz. - Do tej pory nie mogę się z tym pogodzić. Przez niego wpadło radio. Narobił ogromnych szkód w naszej organizacji. Cieszył się wielkim zaufaniem. I co? Okazało się, że na nas donosił. Tajny współpracownik "Władysław” potem wpisywali go jako "Zygmunt”.
W aktach jest wszystko. Tydzień po tygodniu. Opisy kto, gdzie bywał, z kim się spotykał. Relacje z imienin i towarzyskich spotkań. Wszystkie podpisane pseudonimem "Władysław”. W najtrudniejszych czasach zdobywał papier na druk ulotek. Teraz okazało się, że dostawał go od esbeków. Przez niego wielu przeżyło niejedną bezsenną noc w lubelskich i warszawskich aresztach.
"Krysia” nie była aż tak szkodliwa. Okazało się, że donosiła na własnego męża. Tak po prostu. Nie wiadomo dlaczego.
- No właśnie - mówi Sławomir Łuczak, jeden z członków radiowej ekipy. - My chcemy to wiedzieć. Przyszedł czas prawdy. Niech przyjdą do nas i nam to wyjaśnią.
- Niech wytłumaczą, dlaczego znaleźli się na tej haniebnej karcie historii. Przecież to mógł być przypadek albo prowokacja. Dajemy im szanse, żeby się teraz usprawiedliwili - dodaje Henryk Gontarz.
Członkowie świdnickiego koła znają już większość nazwisk agentów. Kolejne potwierdza IPN. Zapowiadają, że to nie koniec list z tajnymi współpracownikami bezpieki. Chcą raz na zawsze rozliczyć swoją historię. Działacze stowarzyszenia nie boją się ujawnienia nazwisk donosicieli.
- Wtedy się bałem. Teraz już nie. Jeśli ci ludzie są teraz znani i ustawieni, to niech trzęsą portkami. Przyszedł czas rozliczenia - mówi z przekonaniem Henryk Gontarz.
To oni donosili w Świdniku
2. „Aleksy”
3. „Burza”
4. „Dom”
5. „Erazm”
6. „Franek”
7. „Gazda”
8. „Gerard”
9. „Grzesio”
10. „Jankowski”
11. „Janina”
12. „Józef”
13. „Karol”
14. „Katarzyna”
15. „Krysia”
16. „Listonosz”
17. „Maja”
18. „Mały”
19. „Marek”
20. „Marecki”
21. „Malicki”
22. „Marian”
23. „Maria”
24. „Max”
25. „Piotr”
26. „Rybak”
27. „Stefan”
28. „Ślusarski”
29. „Tadeusz”
30. „Tomek”
31. „Tulipan”
32. „Turysta”
33. „Tępler”
34. „Wacek”
35. „Władysław”
36. „Wiktor”
37. „Zenek”
38. „Zygmunt”
39. „Zdzisław”
Akta należą do pokrzywdzonego
- Wszyscy, którzy mają status pokrzywdzonego i dostaną swoje dokumenty, mogą z nimi zrobić, co zechcą. Jeśli chcą ujawnić zawarte w nich dane, oczywiście mogą to zrobić. Prezes IPN Janusz Kurtyka, apelował tylko, żeby razem z danymi podawać kryptonim akt i nazwisko osoby, do której te dokumenty należą. Żeby w ten sposób uniknąć manipulacji. s
Rozmowa z osobą zidentyfikowaną przez IPN jako tajny współpracownik „Władysław” później „Zygmunt”
•Dlaczego donosił pan bezpiece na swoich kolegów?
– Na nikogo nie donosiłem! Nie przyznaję się do tego. Coś takiego po prostu się nie zdarzyło.
•Ale przecież IPN potwierdził, że to pan kryje się pod pseudonimem „Władysław”.
– Dokumenty IPN są spreparowane. Ja z nikim nie byłem w zmowie i niczego nie donosiłem. Po prostu rozpoczęła się nagonka na mnie. Zresztą nie od dzisiaj. Tymi podejrzeniami zmarnowali mi życie. Zostałem w ogóle wykluczony poza społeczeństwo. A ja nic nie zrobiłem.
•No dobrze, ale machina ruszyła, IPN wydał decyzję potwierdzającą pana pracę dla bezpieki. Jak zareagowali na tę wiadomość pana koledzy ze świdnickiej „Solidarności”?
– Chcieli, żebym się z tego wytłumaczył. Na początku traktowałem ich podejrzenia jako żart. Nawet wtedy, gdy oskarżyli mnie, że byłem tajnym współpracownikiem. Zapytałem wtedy żartem: A chociaż dobry byłem? Odpowiedzieli – Najlepszy! Potem zrobili zebranie. Odtajnionych nazwisk było więcej niż jedno. Ale postanowili nagłośnić tylko moją sprawę. Zaproponowali mi spotkanie przed kamerami telewizyjnymi. Nie zgodziłem się na nie.
•Ktoś już ujawnił publicznie pana nazwisko?
– Nie. Ale „Koło” w Świdniku wie, że to chodzi o mnie. Świdnik to małe miasto, wszyscy o wszystkich wiedzą. Już w tej chwili nikt nie chce mi dać pracy. Po prostu zostałem zniszczony. A przecież nikt z mojego powodu nie siedział w więzieniu i nie cierpiał. Sam byłem wielokrotnie aresztowany, potem karnie zwolniony z pracy. Teraz brakuje mi lat do renty.
•Czy wobec tego spotka się pan z autorami komunikatu?
– Jak najbardziej. Zamierzam pójść z nimi porozmawiać i wyjaśnić całą sprawę.
•Zareaguje pan jakoś na te oskarżenia?
– Już zareagowałem! Wysłałem list do IPN. Napisałem w nim, że identyfikacja mnie – jako „Władysław” jest bezpodstawna. Teraz czekam na jakąś odpowiedź z ich strony.
Rozmawiała Agnieszka Kalinowska