![AdBlock](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/user/adblock-logos.png)
Motocykle Junak i WFM, jeden wzór meblościanki, bary mleczne, kolejki w pustych sklepach, pochody i wiece, wreszcie czyny społeczne i partyjne... To nieodłączny obrazek z czasów PRL. W czynie społecznym budowano drogi, parki, sadzono lasy. Partia dbała o to, żebyśmy się nie nudzili, zwłaszcza w niedziele. A nuż komuś przyszłoby do głowy, żeby pójść na mszę?
![AdBlock](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/user/adblock-logos.png)
Zbudujemy nowy ład
Adolf Borowik, 75-
letni dzisiaj emerytowany pracownik WSK, z nostalgią wspomina młodość, kiedy sam niejednokrotnie chwytał za szpadel, uczestnicząc w upiększaniu świdnickich osiedli.
Ale pamięta też budowę - w czynie społecznym - ul. Lotniczej, będącej przedłużeniem ul. Żwirki i Wigury. Pamięta, jak kopali rów wzdłuż wytyczonej ulicy, z którego ziemię rzucali na sam środek wyznaczonego traktu. Z czasem nawieziono na tę drogę żwir, a następnie pokryto nawierzchnię dywanikiem asfaltowym.
- Wymachiwało się łopatami - przypomina sobie - do czternastej, a co najwyżej piętnastej. A potem szło się całą ferajną do "Świdniczanki” na śledzika i kieliszek wódki.
Taki czyn łączył lokalną społeczność - uzupełnia - bo WSK od początku zatrudniała robotników z całej Polski, zarówno z sąsiednich województw, jak i położonych dalej: krakowskiego, rzeszowskiego, warszawskiego, białostockiego czy nawet poznańskiego.
Adolf Borowik przypomina sobie także pierwsze lata powojenne, kiedy ciężarówkami jeździło się do Warszawy, aby odgruzowywać stolicę, zniszczoną podczas wojny. Wtedy ludzi do pracy zagrzewały pieśni, rozbrzmiewające z radia czy raczej popularnych "kołchoźników” (głośników rozwieszonych na słupach):
"Zbudujemy nową Polskę, zbudujemy nowy świat
w którym wszystko będzie lepsze
w którym nowy będzie ład...”
Stanowiska pracy pozorowanej
- Ale były też działania bardziej twórcze, kiedy rozebraliśmy chodnik i przenieśliśmy płytki w zupełnie inne miejsce. Zawzięcie "tępiliśmy” przeróżne drzewa i krzewy. Można było również potrenować rzut szpadlem albo chodzenie na szpadlach jak na szczudłach. Czasem coś się zniszczyło, ale to już nikogo nie obchodziło - wszystko było nasze wspólne, czyli nikogo. Istotne było to, że potem, w ramach normalnej pracy, ktoś to wszystko musiał naprawić.
Gdy społeczny chcesz mieć prym...
To tylko jedno z haseł zachęcające do czynu partyjnego, którego inicjatorem były organizacje partyjne. Oficjalnie były to spontaniczne, nadobowiązkowe i darmowe prace na rzecz dobra wspólnego. Zazwyczaj w niedziele i święta. Zadaniem tych przedsięwzięć było sprzątanie wokół budynków publicznych, grabienie śmieci, sadzenie drzewek.
- Uczestnicy manifestowali w ten sposób swoje posłuszeństwo - zdradza p. Maria. - Sądzono bowiem, że niedostosowanie się do tej "prośby”, może spowodować różne konsekwencje w przyszłości, jak pozbawienie premii, przedłużenie okresu oczekiwania na mieszkanie czy samochód...
Aczkolwiek p. Maria przypomina sobie czyn, w efekcie którego wykarczowano zielsko, przetrzebiono krzaki, tworząc wspaniały park wypoczynku. Później młodzież zrzeszona w ZMS zamontowała huśtawki i karuzele. Coś więc jednak pożytecznego powstało w ramach takiej zespołowej pracy.
- Czyny partyjne wynikały jednak bardziej z zapotrzebowania propagandowego, aniżeli z konkretnych, prawdziwych potrzeb - sprzeciwia się p. Teodor. - I dlatego tego typu akcje nie cieszyły się poparciem wśród społeczeństwa.
- Inaczej wyglądałyby czyny, gdyby ludność przychodziła z własnej nieprzymuszonej woli. Jak w pierwszych latach powojennych, kiedy społeczeństwo z pełnym zaangażowaniem usuwało ruiny i wojenne zgliszcza.
Nikt z rozmówców nie potrafi sensownie uzasadnić, dlaczego trzeba było uczestniczyć w czynach. - Wypadało być - kwitują krótko. Panowało bowiem przekonanie, że jeśli zostanie się w domu, to Oni się o tym dowiedzą i odpowiednio to skomentują, wyciągną jakieś konsekwencje.
W ramach czynów sadzono drzewka (schły zaraz potem), przygotowywano trawniki (zasypując przy okazji studzienki kanalizacyjne) albo sprzątano liście (wiatr za chwilę je rozwiewał). W rezultacie czyny stały się jedną z najbardziej skompromitowanych form ustroju. Istniała nawet opinia, że wyrządziły więcej szkody niż pożytku.
- Pamiętam, jak z radością szłam na czyn, podskakując przy boku wściekłych rodziców, dla których to był (dziś to wiem) obowiązek. Nie partyjny, bo do partii nie należeli, ale za to należeli ich szefowie. A potem była grochówka... mniam, mniam... Pani Anna, dziś sędziwa emerytka, nie może opanować wzruszenia.
To był przykład nieudolności ustroju
- Tak, tylko nie w takiej skompromitowanej formie, jak za czasów PRL. Sam pamiętam tę akcyjność, która więcej przynosiła zła niż pożytku. Chwalebnym przedsięwzięciem społecznym są teraz wszelkie odruchy niesienia pomocy innym. Świdniczanie goszczą, przyjmują pod swój dach rodaków ze Wschodu na święta czy letni wypoczynek. Śpieszyli też z pomocą powodzianom z naszego regionu. Tylko takie spontaniczne odruchy życzliwości i serca, bezinteresowne, a więc na swój sposób społeczne, budzą moje poparcie i pełną aprobatę.