Szok przyszedł w środę po południu. W radiu zaczęli mówić u księdzu Mirosławie W. aresztowanym za molestowanie dziewczynki. I padło, że duchowny jest z Trawnik.
Wieczorem podała to telewizja. Następnego dnia napisały gazety. Ludzie w Trawnikach nie mogli uwierzyć, że chodzi o księdza Mirka. O ich księdza.
Czekali na granicy
Ksiądz nie wie, że Straż Graniczna zawiadomiła już policję, że przekroczył granicę. Od połowy grudnia jest poszukiwany przez Prokuraturę Rejonową w Świdniku. Policjanci przywożą go na przesłuchanie. Prokurator stawia zarzut dopuszczenia się "czynności seksualnej” wobec 11-letniej dziewczynki. I to wielokrotnego. Prokuratura ujawnia jedynie, że chodzi o dziewczynkę, która przyjeżdżała do Trawnik do rodziny. Ksiądz ją zapraszał na plebanię... Widziała to jej koleżanka. I potwierdziła, czego duchowny się dopuścił.
Jeszcze tego samego dnia do sądu trafia wniosek o aresztowanie. O godzinie 17. duchowny zostaje aresztowany.
Ks. proboszcz: Przecież ktoś by mi powiedział
Ksiądz Mirosław w Trawnikach był wikarym przez trzy lata. Przyszedł tu z parafii w Wilkowie. - Nikt nigdy się na niego nie skarżył - mówi ks. Piotr Stańczak, dziekan dekanatu piaseckiego. - Przez kilka lat spotykaliśmy się przy różnych okazjach. Potem został przeniesiony do Kraśnika.
O swoim podwładnym nie chce rozmawiać Grzegorz Stąsiek, były proboszcz trawnickiej parafii. Odkłada słuchawkę...
Ulica mówi o księdzu dobrze
- To niemożliwe, żebyśmy o tym nie wiedzieli. To niemożliwe... - mówią ludzie z przekonaniem. Twardo, niechętnie, ze złością.
Bo oskarżenie księdza o molestowanie dziewczynki to plucie na świętość. Właściwie na nich samych.
- Dawał nam ślub, potem ochrzcił dziecko... Zawsze taki ciepły, życzliwy. Nigdy nie uwierzę, że mógł zrobić coś... coś takiego... - Dziewczyna pracująca w sklepie spożywczym ma łzy w oczach, gdy opowiada o księdzu Mirku.
- To jest taki szok, że nie wiadomo co powiedzieć... Znaliśmy człowieka, był jednym z nas... - mówi Elżbieta Lis, właścicielka baru w Trawnikach.
Kilka dni po aresztowaniu księdza, niektórym w Trawnikach rozwiązują się języki. Nagle starsza kobieta przypomina sobie zwierzenia wnuczka, który mówił, że ksiądz lubił podszczypywać dziewczynki w klasie...
Kto doniósł?
- Ale ksiądz Mirek to co innego... Potrafił z ludźmi rozmawiać. Wszyscy do niego lgnęli.
Dlatego parafianie chcieliby wiedzieć, kto rzucił takie wstrętne oskarżenie. Kto śmiał oszkalować dobrego księdza. - Niech się przedstawi, pokaże swoją twarz. Skoro taki odważny - mówią wzburzeni ludzie.
- Nawet gdyby to była prawda, to ja bym to inaczej załatwiła - zapewnia matka nastolatki. - Poszłabym do drania i powiedziała, że jak jeszcze raz tknie dziecko, to mu nogi z d... powyrywam. Żadne tam "proszę księdza”, ale na "ty” - prosto z mostu wywaliłabym. Nie mieszałabym do tego policji, ani nikogo. Dlaczego? No bo wstyd... Dla dziecka, dla całej rodziny...
- No właśnie, co to za rodzina?... - zastanawia się Jerzy Szpakowski, wójt gminy Trawniki. - Ludzie są ciekawi, kto oskarżył księdza. Wiem, bo przed wójtem nic się przecież nie ukryje. I wiem też, że kilka rodzin jest typowanych... To niedobrze, bo nietrudno o pomyłkę. A to przecież chodzi o dzieci.
Szkoła: Żadnych skarg nie było
- Wesoły, kontaktowy, nie było z nim żadnych problemów - wspomina Renata Maziarz, dyrektor Gimnazjum w Trawnikach.
Do pani dyrektor zaprowadziła nas przypadkowo spotkana dwunastoletnia dziewczynka.
• Ksiądz Mirek miał z tobą religię?
- Nie, bo on uczył tylko w Gimnazjum, a ja chodzę do podstawówki. Ale go znałam...
• Pewnie z kościoła?
- Zaczepił mnie kiedyś, jak wracałam z koleżanką do domu... Powiedział, żebyśmy przyszły do niego i pomogły mu posegregować znaczki... Nie poszłyśmy.
Dyrekcja szkoły twierdzi, że ksiądz Mirosław W. nie miał kontaktu z młodszymi dziećmi.
- Uczył tylko w Gimnazjum. To co prawda ten sam budynek, ale różne piętra - tłumaczy Renata Maziarz. - Nasi uczniowie nigdy się na niego nie skarżyli. A mogliby i to anonimowo, bo mamy specjalną skrzynkę na skargi.
Chciał, żeby mu poukładać obrazki...
Mirosław W. angażował się w swoją pracę. Kupił nawet nagrody w konkursie biblijnym, ufundował krzyż do sali katechetycznej. Katechetce Agnieszce Sidor drży głos, gdy wspomina księdza. – Przyjemny człowiek był z niego, każdy to potwierdzi...
Wychodzimy ze szkoły. Na dole, przy drzwiach spotykamy grupkę dziewczynek.
• Znałyście księdza Mirka?
Śmiech. Zakłopotanie. Dziewczynki patrzą na siebie. Po chwili jedna z nich wskazuje na swoją koleżankę. – Mówił, żebyśmy przyszły do niego poukładać obrazki... We dwie.
• Ile macie lat?
– Jedenaście.