Maluchy z sierocińca z ukraińskiego Łucka razem ze swoimi opiekunami wyjechały w środę ze Świdnika do Krzydliny Małej na Dolnym Śląsku, do domu dziecka prowadzonego przez zakonnice.
Informację o próbie ewakuacji domu dziecka w Łucka, urzędnicy ze Świdnika otrzymali od pochodzącej z tego miasta Ukrainki, która zna dyrektora tamtejszego sierocińca.
– Mężczyzna szukał możliwości ucieczki z miasta. To było na początku wojny, kiedy spadały bomby, co chwilę w mieście wyły syreny przeciwlotnicze – opowiada Beata Kowalczyk, dyrektorka Zespołu Przedszkoli nr 2 w Świdniku, która opiekowała się ukraińską grupą. – Wszyscy przebywali w piwnicy. W jednym z pomieszczeń na podłodze były rozłożone maty i koce, na których siedziałby starsze dzieci. W drugim pomieszczeniu stały łóżeczka dla maluchów, co zobaczyliśmy na przesłanym nam przed ucieczką filmie.
Taka była ich rzeczywistość. Dyrektor sierocińca gorączkowo szukał agregatu prądotwórczego. I dodaje: – Jak tylko o tym wszystkim się dowiedzieliśmy postanowiliśmy natychmiast działać, aby jak najszybciej umożliwić im ucieczkę z Łucka.
W czwartek wieczorem (3 marca) do Świdnika przyjechało 19 dzieci w wieku od 1,5 miesiąca do 4,5 roku z sierocińca razem z 10 osobami – dyrektorem, lekarzem, dwoma pielęgniarkami i opiekunkami. Były też ich rodziny. Działania koordynowała naczelnik z wydziału oświaty w Urzędzie Miasta w Świdniku.
Maluchy z Łucka zostały umieszczone w oddziałach żłobkowych, w budynku przy ul. Środkowej.
– To był taki gest na szybko, żeby mieli gdzie się zatrzymać. Żłobek nie jest miejscem do całodobowego przebywania. Nie ma do tego odpowiednich warunków, więc wiedzieliśmy że takie rozwiązanie jest tylko na chwilę – przyznaje Marcin Dmowski, zastępca burmistrza Świdnika, który dodaje, że po uzyskaniu zgody rodziców dzieci żłobkowych, świdnickie maluchy zostały czasowo przeniesione do żłobka przy ul. Okulickiego.
Dla maluchów z łuckiego sierocińca zostały przygotowane dwie sale. Towarzyszące dzieciom osoby zostały natomiast zakwaterowane w pobliskim hotelu.
Po przyjeździe sierot do miasta, świdniczanie nie pozostali obojętni na los wojennych uchodźców. – Ze wsparciem mieszkańców otoczyliśmy całą grupę pomocą – dodaje zastępca burmistrza.
– Dzieci z sierocińca, które do nas przyjechały są podwójnie skrzywdzone. Raz przez wojnę – bo dzieci są największymi ofiarami tego zbrojnego konfliktu, dwa przez to, że nie mają rodziców – mówi Beata Kowalczyk. – Podziwiam dyrektora domu dziecka, który postanowił ratować swoim małych podopiecznych. Wiem, że w Ukrainie została jego żona i syn. Z mężczyzną przyjechały tylko dwie jego córki.
W środę Ukraińcy z domu dziecka wyjechali już ze Świdnika. – Zaraz po przyjeździe grupy z Łucka do naszego miasta zwróciliśmy się do Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej o pomoc i wsparcie i udało się znaleźć im inne miejsce, z lepszymi pod względem potrzeb małych dzieci miejsce. Jest to Placówka Opiekuńczo-Wychowawcza „Wiosna”, prowadzona przez Zgromadzenie Sióstr Szkolnych de Notre Dame Prowincja Polska – mówi zastępca burmistrza. – Dom dziecka, który prowadzą znajduje się w miejscowości Krzydlina Mała koło Wrocławia.
Grupa z Łucka wyjechała rano. – Pan dyrektor bardzo dziękował wszystkim za pomoc – przekazuje Beata Kowalczyk, która żegnała mieszkańców Łucka. I dodaje: – Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy, w lepszych, spokojniejszych czasach.
Świdnickie dzieci wracają do żłobka przy ul. Środkowej najprawdopodobniej już w piątek.