Pielęgniarka ze szpitala w Świdniku zaczęła przetaczać krew niewłaściwej osobie.
20 maja odwiedziła go synowa. Widziała, jak do sali weszła pielęgniarka, która podłączyła mężczyznę do aparatury przetaczającej krew. Kobieta zdziwiła się, bo jej teść nie miał zaplanowanego takiego zabiegu. Nagle do sali wszedł lekarz, a ona została wyproszona na korytarz.
Okazało się, że pielęgniarka się pomyliła. Krew miała zostać przetoczona pacjentowi leżącemu na innej sali. Sytuację pogarszał fakt to, że miał on inną grupę krwi niż pacjent z "czwórki”.
Gdy pomyłka wyszła na jaw, transfuzja została przerwana. Pacjent natychmiast trafił na oddział intensywnej terapii świdnickiego szpitala. Był otumaniony, wykonywał ruchy jak manekin. Po tygodniu wrócił na zwykły oddział, a na początku sierpnia wypisano go do domu.
Rodzina mężczyzny zawiadomiła prokuraturę. Pielęgniarka została oskarżona o narażenie pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia. Przed zabiegiem nie upewniła się też czy podaje krew właściwej osobie. Poza tym takie czynności powinna przeprowadzać w obecności lekarzu.
Ich proces ruszył przed Sądem Rejonowym Lublin-Wschód w Świdniku w czwartek.
– Na pierwszej rozprawie pielęgniarka przyznała się do winy – informuje Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie. – Lekarz nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień.
Na wniosek jednego z oskarżonych sąd skierował sprawę do mediacji: oskarżeni spotkają się z pokrzywdzonym pacjentem. Jeśli dojdzie do zawarcia ugody, sąd weźmie to pod uwagę wymierzając karę.