Student czwartego roku historii KUL miał w domu dwa przeciwpancerne pociski gotowe do zdetonowania. Albert K. przed kilkoma laty dał się już poznać jako przywódca paramilitarnej organizacji gromadzącej materiały wybuchowe.
Albert K. miał też w mieszkaniu metalowy walec z nawierconymi otworami i nacięciami. Policja podejrzewa, że mógł służyć do produkcji prostych ładunków wybuchowych. W jego pokojach stały hełmy, bagnety i elementy mundurów żołnierzy hitlerowskiej III Rzeszy.
Prokurator postawił studentowi zarzut nielegalnego posiadania materiałów wybuchowych. Przesłuchiwany powiedział, że zbieranie takich przedmiotów to jego pasja. W sobotę aresztował go sąd.
Przed czterema laty Albert K. siedział już w areszcie. Spędził wtedy za kratkami dziewięć miesięcy za posiadanie ładunków wybuchowych. Ukrywał je w komórce. Okazało się wtedy, że namówił kilkunastu nastolatków do założenia paramilitarnej grupy. Jej członkowie mieli regulamin, nadawali sobie niemieckie stopnie wojskowe, płacili składki. Albert K. ogłosił się ich przywódcą. Członkowie grupy chodzili po lasach i wykopywali bomby z czasów II wojny światowej. Niewypały gromadzili w ziemiankach. Mieli m.in. stukilogramową bombę lotniczą. Policja znalazła u nich też plany wysadzenia jednej ze szkół oraz supermarketu. Dla 15-stoletniego mieszkańca Świdnika zabawa w wojsko zakończyła się tragicznie. Został okaleczony przy próbie rozbrajania pocisku.
Nastolatkami zajął się sąd rodzinny. Albert K. po wyjściu z aresztu kontynuował naukę na wydziale historii KUL.