Adam A. ps. „Karington” usłyszał już prokuratorskie zarzuty. Mężczyzna miał zlecić porwanie mieszkanki Świdnika. Na proces poczeka na wolności, bo dostał od sądu list żelazny.
Śledczy zarzucili Adamowi A. uprowadzenie dłużnika i zlecenie porwania jego żony.
– Adam A. w żaden sposób nie ustosunkował się do zarzutów. Odmówił również składania wyjaśnień – mówi Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Do niedawna „Karington” był dla organów ścigania nieuchwytny. Przebywał w Stanach Zjednoczonych (ma amerykański paszport). Otrzymał jednak od sądu list żelazny chroniący go przed aresztowaniem w Polsce. Zdecydował się więc wrócić do kraju i stanąć przed prokuratorem. O powrocie „Karingtona” pisaliśmy przed kilkoma dniami. Jego dłużnicy obawiają się bowiem o swoje zdrowie i życie.
– Pożyczyłem od niego 7 tysięcy dolarów, a on chciał żeby mu oddał 250 tysięcy. Boję się o siebie i rodzinę – mówi o Mariusz K. ze Świdnika. Adam A. miał go uprowadzić, a później zlecić porwanie jego żony. – Teraz wrócił, a ja boję się o siebie i rodzinę – dodaje mieszkaniec Świdnika.
Sprawa dotyczy wydarzeń z 2015 r. Mariusz K. nie oddał „Karingtonowi” 7 tys. USD, chociaż według ustaleń policjantów miał potrzebną gotówkę. Adam A. naliczył mu więc „odsetki karne”. Dłużnik odmówił spłaty.
Z akt sprawy wynika, że Adam A. razem ze swoim synem Damianem i jego kolegą Karolem M. porwali Mariusza K. Nie zdążyli jednak wywieźć go z miasta. Mężczyźnie udało się uciec. „Karington” miał potem powierzyć sprawę „profesjonalistom” ze Szczecina. Ci jednak nie mogli namierzyć dłużnika.
Według śledczych, postanowili porwać jego żonę. Ich plany pokrzyżowała jednak akcja policjantów z CBŚ.
Przed sądem postawiono już dwóch niedoszłych porywaczy ze Szczecina oraz Damiana A. i jego kolegę Mariusza K. Panowie mieli działać jako grupa przestępcza. Sam „Karington”, rzekomy zleceniodawca obu porwań, dopiero teraz będzie mógł zostać oskarżony. Będzie odpowiadał z wolnej stopy. Przyjeżdżając do Polski musiał wpłacić 50 tys. zł poręczenia majątkowego.