A to po to, żeby sprawdzić, czy mamy podpisaną umowę z firmą wywożącą śmieci.
Jeśli nie – zapłacimy karę, albo będziemy się tłumaczyć w sądzie.
– Straż Miejska sprawdzi umowę. Jeśli jej nie będzie, a posesja będzie zaśmiecona, to wtedy kierują sprawę do nas – mówi Ryszard Sudoł, zastępca burmistrza Świdnika. – A my dajemy takiej osobie dwa tygodnie na podpisanie umowy.
Jeśli dalej jej nie będzie, wtedy Urząd Miasta zleci firmie wywozowej oczyszczenie posesji. A za wywóz śmieci zapłaci ich właściciel. Do normalnej stawki miasto doliczy 20 proc. kary. Lepiej zapłacić ten rachunek, bo w przeciwnym razie do drzwi zapuka komornik.
Podobne kontrole były już w zeszłym roku.
– Kontrolowaliśmy domki jednorodzinne. Okazało się, że wielu z właścicieli nie ma takiej umowy – mówi Dariusz Mańka, komendant świdnickich strażników
– Daliśmy im upomnienia, mieli też w ciągu 2 tygodni podpisać umowy. Większość zgłosiła się do nas już z umową.
Jedyne co może nas uratować, to wywóz śmieci na własną rękę na wysypisko. Ale wtedy musimy mieć fakturę, że rzeczywiście tam je wywieźliśmy.
To nie wszystko. Każdy z mieszkańców – w ciągu 18 miesięcy – musi się podłączyć do miejskiej kanalizacji. Na samej ul. Partyzantów jest 30 domów, które korzystają z własnych szamb. A kontrola dopiero się zaczęła. Niedługo wszyscy właściciele podobnych posesji otrzymają pismo informujące o obowiązku podłączenia się do miejskiej kanalizacji
– To jest bardzo długi okres – przekonuje Danuta Białowąs z referatu ochrony środowiska Urzędu Miasta. – Kto tego nie zrobi, będzie ukarany grzywną.
Jedyną szansą na uniknięcie podłączenia się do miejskich ścieków jest budowa przydomowej oczyszczalni.
Miasto znalazło też sposób na „dziurawe szamba”.
– Ścieki będą rozliczane według zużycia wody – mówi Danuta Białowąs.
Oznacza to, że jeśli zużyjemy 500 litrów wody, to zapłacimy też za tyle ścieków. – Wyjątek można zrobić dla wody zużywanej w ogrodzie, czy do mycia samochodu – mówi Danuta Białowąs. – Wtedy trzeba zamontować oddzielny licznik na wodę.