Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Lublinie sprawdza, czy nie doszło do nieprawidłowości w sprawie śmierci 64-letniej pani Joanny. Postępowanie prowadzi również prokuratura.
O nagłej i niepotrzebnej śmierci pacjentki pisaliśmy na początku tygodnia. Kobieta zmarła w szpitalu po silnym stłuczeniu ręki na stoku narciarskim. Na lubelskim SOR-ze lekarze zrobili jej tomograf głowy i prześwietlenie, po czym kobieta została odesłana do domu. Następnego dnia jej stan pogorszył się jednak do tego stopnia, że na oddział ratunkowy zabrało ją pogotowie. Wtedy wszystko działo się już bardzo szybko. Okazało się, że obrzęk ręki się pogłębił, a do organizmu wdało się zakażenie, co doprowadziło do wstrząsu septycznego. Pacjentka zmarła we wtorek (5 marca).
Szpital na tym etapie postępowania nie chce komentować sprawy. Dyrektor Placówki Piotr Matej przekazał jednak w wiadomości SMS, że prowadzone jest wewnętrzne dochodzenie. Zapewnił również, że ściśle współpracuje z prokuraturą. Ma to ustalić, czy po stronie szpitala rzeczywiście doszło do błędu.
Zaraz po nagłym zgonie rodzina zmarłej złożyła zawiadomienie do prokuratury.
- Czekamy na opinię pisemną po sekcji zwłok – mówi Agnieszka Kępka, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Lublinie. I jak dodaje: - Śledztwo jest prowadzone w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci. Na razie zbieramy dokumentację medyczną, gromadzimy wszystkie dokumenty i przesłuchujemy świadków.
Syn zmarłej przyznaje, że zależy mu na poznaniu prawdy. Upatruje błędu w sztuce lekarskiej, który miał polegać m.in. na niewykonaniu podstawowego badania – morfologii krwi.
- Mama naprawdę szukała pomocy. Wiedziała, że coś musi być nie tak, ale pacjenci nie są od tego żeby samemu robić rozpoznanie. Mam wrażenie, że to było zaniedbanie, może mama umarła przez rutynę. Dopóki sprawa się nie wyjaśni, nie chcę konkretnie wskazywać osób odpowiedzialnych za to co się stało. Być może, jest to problem dotyczący zabezpieczenia odpowiedniej opieki na weekendowych dyżurach na SOR. W przypadku alarmowania o tego typu przypadkach, w końcu może zmieni się podejście, aby przez taką głupotę nikt więcej nie stracił życia – mówi Krzysztof Klimkowski, syn zmarłej. - Mama była zdrową, aktywną zawodowo osobą, była z nami bardzo zżyta, spełniała się jako babcia. Nie ukrywam, że jest nam bardzo ciężko. To była nagła i niepotrzebna śmierć – przyznaje Klimowski.